Drużyna kapitana Wrony. Bohaterowie z boeinga

Piloci, stewardesy i stewardzi. Każdy z nich miał swój udział w tym, że tuż po awaryjnym lądowaniu boeinga 767 na lotnisku Chopina w Warszawie na płytę lotniska wyszli cali i zdrowi wszyscy pasażerowie. I oni sami. Oto drużyna kapitana Wrony.

Drużyna kapitana Wrony: "To dzięki kapitanowi"

"Cały czas mieliśmy nadzieję, że to podwozie wyjdzie", "wszyscy byli zgrani, jedni pilnowali drugich", "to dzięki naszemu kochanemu kapitanowi...". Tak o dramatycznym lądowaniu bez podwozia mówiła na konferencji prasowej załoga boeinga, którym dowodził kapitan Tadeusz Wrona.

Kapitan Tadeusz Wrona

"Lataj jak orzeł, ląduj jak Wrona!" - to hasło zrobiło furorę na Facebooku, gdzie w ciągu zaledwie doby liczba admiratorów kapitana i jego bohaterskiego wyczynu sięgnęła kilkudziesięciu tysięcy. Kpt. Tadeusz Wrona, doświadczony pilot i szybownik, wielokrotnie powtarzał w wywiadach, że on i załoga zrobili po prostu to, co do nich należało. Nic z tego - ludzie obwołali ich bohaterami.

II pilot Jerzy Szwarc

Pierwszego dnia po szczęśliwym lądowaniu uwaga mediów skupiła się na kapitanie Wronie. Ale duży udział w mistrzowskim posadzeniu boeinga bez podwozia na płycie lotniska Chopina miał również drugi pilot, Jerzy Szwarc. To jego spokojny głos słychać na nagraniu rozmowy z wieżą kontrolną, które usłyszała prawie cała Polska. Drugi pilot Boeinga 767, który we wtorek wylądował na warszawskim lotnisku Chopina bez podwozia, pochodzi z Podlasia, z miejscowości Nowosady koło Hajnówki. Ma 30 lat doświadczenia w lotnictwie - przez 15 lat służył w lotnictwie wojskowym, kolejne 15 - w cywilnym. Podczas lądowania na Okęciu prowadził korespondencję z wieżą kontrolną lotniska.

Steward Wojciech Winiarski: "Zrobiliśmy to, do czego nas szkolono"

Tymczasem na pokładzie, za drzwiami kabiny pilotów, personel pokładowy przygotowywał pasażerów do trudnego, awaryjnego lądowania. Jak podkreślali wszyscy członkowie załogi, ''wszyscy byli zgrani, jedni pilnowali drugich''. - Pewne sekwencje były powtarzane nawet trzy razy, chodziło o pewność, że wszystko co jest robione z naszej strony, robione jest dobrze. Zrobiliśmy to, co potrafiliśmy, to do czego nas szkolono - mówił na konferencji steward Wojciech Winiarski.

Steward Grzegorz Pietrzyk: "Myślałem o rodzinie i moich znajomych"

Inny steward, Grzegorz Pietrzyk, opowiadał o ostatnich momentach przed lądowaniem na Okęciu. - Kiedy usiadłem i powiedziano nam, że zostało pięć minut do lądowania, wtedy myśli do głowy człowiekowi napływają... Każdy się zastanawiał, czy to nie są ostatnie minuty życia. Dla mnie to był najtrudniejszy moment - opowiadał steward. - Nie chodziło nawet o to, że się bałem, po prostu myślałem o rodzinie i moich znajomych. Bardzo chciałem ich zobaczyć - dodał.

Stewardesa Wioletta Bugajska

W trakcie manewru lądowania pierwszy impet uderzenia o płytę lotniska przyjęła na siebie tylna część kadłuba boeinga. Tam miała służbę Wioletta Bugajska. - Miałam informacje od naszego szefa, że uderzenie może być dość mocne, i że może być ogień. Spodziewaliśmy się bardzo gwałtownego lądowania - mówiła na konferencji stewardesa.

- Przed samym przyziemieniem, jak już wykrzyczałyśmy nasze komendy do pasażerów, czułyśmy, że samolot bardzo wolno się obniża. Sam moment przyziemienia - był hałas - ale wydawało nam się, że ten samolot wręcz tak płynie - relacjonowała stewardesa. - Poduszka piany dała chyba dużą amortyzację. Wielu pasażerów myślało, że wylądowaliśmy na kołach, były brawa - opisywała wrażenia z lądowania.

Stewardesa Beata Sobczak: "Pasażerowie zachowali się wzorcowo"

Pasażerów chwaliła też inna członkini załogi LOT-owskiego boeinga, stewardesa Beata Sobczak. - Pasażerowie zachowywali się wzorcowo, współpracowali. Słuchali naszych poleceń, nie było paniki, był strach. Część osób płakała, ale nikt na szczęście nie wpadł w typową panikę - relacjonowała przebieg wydarzeń na pokładzie.

Stewardesa Anna Michalak: "Byliśmy zgraną załogą"

- Mieliśmy dużo czasu, żeby przygotować pasażerów - wtórowała jej inna stewardesa, Anna Michalak. - Poza tym byliśmy zgraną załogą - podkreśliła. - Wydaje mi się, że była dobra atmosfera - wszyscy spokojni, opanowani, profesjonalni... To pomogło przekazać pasażerom nasze emocje. Oni też w jakiś sposób się wyciszyli - dodała.

Na pytanie o to, co było najtrudniejsze podczas dramatycznego lądowania, Michalak odparła, że...czas. - To, że to wszystko tak długo trwa. Cały czas mieliśmy nadzieję, że to podwozie wyjdzie, że się uda. Zawsze wychodziło. Ten moment... Jak przyszedł do nas szef i powiedział, że na 99 proc. podwozie nie wyjdzie - opisywała emocje na pokładzie. Jak relacjonowała, kapitan Wrona wytłumaczył, że "najpierw lekko ogonem uderzymy o ziemię, później silniki, że może być pożar i musimy jak najszybciej ewakuować pasażerów". - Każdy stał przy oknach. Nikt nie uciekał. Jestem dumna z moich kolegów i koleżanek. Było super - zakończyła Michalak.

Załoga bez kapitana. Odpoczywa po wywiadach

Na konferencji, na której pojawił się też prezes PLL LOT Maciej Piróg oraz dyrektor Biura Personelu Pokładowego Dorota Dmuchowska, była też jeszcze jedna stewardesa, Magdalena Gortat. Nie udało się jednak zebrać całej załogi. Zabrakło czworga członków ekipy z lotu z Newark do Warszawy - kapitana Tadeusza Wrony (jak wyjaśnił prezes LOT - "wczoraj dzielnie stawiał czoła obowiązkom medialnym, ale dziś musiał odpocząć"), drugiego pilota Jerzego Szwarca oraz członków załogi - Jerzego Konofackiego i Magdaleny Olęckiej.

Więcej o: