Dramatyczne chwile. Awaryjne lądowanie Boeinga 767 na Okęciu. Nie miał podwozia
Lecący z Newark w stanie New Jersey do Warszawy Boeing 767 długi czas krążył nad Okęciem, nie mogąc wysunąć podwozia. Po spaleniu większości paliwa załoga mogła wreszcie podjąć próbę awaryjnego lądowania. Piloci posadzili Boeinga na ''brzuchu'' - samolot, krzesząc iskry o betonową nawierzchnię lotniska, powoli wyhamował na pasie startowym.
Należący do LOT-u Boeing 767 to pierwszy samolot odrzutowy, który wylądował na warszawskim lotnisku bez podwozia. Na pokładzie maszyny było 220 pasażerów i 11 członków załogi. Nikomu nic się nie stało. Pasażerów uratował mistrzowski kunszt kapitana Tadeusza Wrony i całej załogi samolotu.
Lądowanie polskiego samolotu bez żadnych strat w ludziach internauci już porównują na forach lotniczych do wspaniałego wyczynu pilota linii US Airways, Chesley'a B. Sullenbergera, który w 2009 r. posadził Airbusa A320 na wodach rzeki Hudson, przepływającej przez Nowy Jork .
15 stycznia 2009 r. krótko po starcie z nowojorskiego lotniska LaGuardia samolot pasażerski Airbus A320 towarzystwa US Airways zderzył się ze stadem ptaków. - Zaraz po starcie usłyszałem huk. Zatrzęsło nami. Czuć było dym. Nagle samolot zmienił kierunek. Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak - opowiadał telewizji CNN pasażer Alberto Panero.
Zderzenie spowodowało uszkodzenie silników maszyny. Próba powrotu na lotnisku nie powiodła się. Pilot podjął odważną decyzję - poprowadził samolot wprost na przepływającą przez Nowy Jork rzekę Hudson. - Kapitan powiedział, żebyśmy przygotowali się na uderzenie. Wiedzieliśmy, że spadamy. No i stało się - mówił Panero. Airbus wodował w rzece. Zderzenie było bardzo silne. - Część osób została poturbowana, to było przerażające - twierdził Jeff Kolodjay, który również był na pokładzie samolotu.
Po wodowaniu maszyna była zanurzona w wodzie aż po okna, ale ratującym udało się otworzyć drzwi i wyciągnąć pasażerów ze środka. Ludzie oczekiwali na pomoc na skrzydłach tonącego samolotu. Ratujący pomagali im wejść na tratwy ratunkowe i rzucali kapoki. Wszystkie osoby, które znajdowały się na pokładzie, uratowano - 150 pasażerów i 5 członków załogi wciągnięto na pokłady statków i holowników. Kilkadziesiąt osób odniosło obrażenia.
Boeing 767 po lądowaniu bez podwozia. Zdjęcia z Okęcia
Pilot Airbusa, Chesley B. Sullenberger, został bohaterem Ameryki. Ludzie w internecie błogosławili mu i wyrażali szacunek dla umiejętności. Do pochwał dołączali się sami uratowani pasażerowie. Sullenbergerowi pomogło olbrzymie doświadczenie - pilotem samolotów pasażerskich był od 1980 r., wcześniej służył w amerykańskich siłach powietrznych. Szkolił też młodych pilotów i pracował jako ekspert przy badaniu katastrof lotniczych. Podobnym doświadczeniem może pochwalić się kapitan Boeinga, który szczęśliwie wylądował w Warszawie. Kapitan Tadeusz Wrona na polskich forach internetowych już został okrzyknięty bohaterem. I słusznie. Jak podkreślają eksperci, perfekcyjnie posadził 200-tonową maszynę na lotnisku. ''Lataj jak orzeł, ląduj jak Wrona!'' - głosi hasło, które przekazują sobie użytkownicy Facebooka.
To nie jedyne szczęśliwe zakończenie groźnej sytuacji na polskich lotniskach. W kwietniu 2011 r. na krakowskich Balicach próbował lądować awaryjnie samolot linii Germanwings lecący z Bukaresztu do Berlina. Jeden z pasażerów wszczął awanturę, piloci zdecydowali więc lądować awaryjnie w Krakowie, by go wysadzić. W lądowaniu przeszkodził jednak silny wiatr. Samolot niebezpiecznie zakołysał się nad płytą lotniska, uderzył o nią najpierw jednym, potem drugim kołem. Pilot wreszcie przerwał próbę lądowania i poderwał maszynę w górę. Skutecznie.
Kilka tygodni temu bohaterem irańskich mediów został kapitan lotu Iran Air 742 z Moskwy do Teheranu. Prowadzący Boeinga 727-200 kpt. Hooshang Shahbazi stanął przed trudnym zadaniem - podczas lądowania na lotnisku im. Chomeiniego w Teheranie w jego maszynie zawiódł mechanizm wypuszczający podwozie na nosie samolotu.
Po nieudanej próbie wysunięcia podwozia załoga zdecydowała się polecieć na drugie teherańskie lotnisko - Mehrabad, gdzie podjęła kolejną próbę lądowania - wyłącznie na tylnych kołach. Samolot sprawnie wyhamował, następnie uderzył nosem w nawierzchnię pasa startowego i po krótkiej chwili zatrzymał się. Profesjonalizm załogi uratował życie 103 osób na pokładzie. Nikt nie został ranny.
Manchester, Anglia, 1997 r. Na tym filmie widać wielki kunszt pilota linii British Airways. Mając do dyspozycji wyłącznie prawe i przednie podwozie, zdołał wylądować tak, że w chwili, gdy pozbawiony podparcia z lewej strony samolot przechylił się i uderzył lewym skrzydłem w pas startowy, jechał już tak wolno, że zdołał wyhamować bez przeszkód.
22 września 2005 r. w Airbusie linii JetBlue wprawdzie wysunęło się całe podwozie, jednak przednie koło samolotu nie ustawiło się we właściwej pozycji. W chwili, gdy źle usytuowane względem pasa startowego koło dotknęło powierzchni lotniska, pod nosem samolotu podniósł się snop iskier. Pilot zdołał jednak utrzymać kurs maszyny i łagodnie wyhamował.
Pilot tej prywatnej maszyny wykazał się znakomitymi umiejętnościami. Lecąc z dużą prędkością, umiejętnie wylądował małym samolotem na lotnisku, po czym spokojnie wysiadł z kabiny...
Równie wielkim kunsztem pilotażu popisał się pilot małego odrzutowca, który bez wysuniętego podwozia wylądował bezpiecznie na lotnisku w Las Vegas w amerykańskim stanie Nevada. Po wylądowaniu skrzydła samolotu na chwilę ogarnęły płomienie, które jednak szybko ugaszono.
Dużo mniej szczęścia miała za to załoga lotu Air France 358. Lądując w ekstremalnych warunkach (silny wiatr, rzęsisty deszcz, słaba widoczność, burze w okolicach lotniska) piloci Airbusa A340 nie ustrzegli się błędów. Maszyna po lądowaniu na lotnisku Toronto Pearson nie wyhamowała we właściwym czasie. Samolot wypadł z pasa startowego, wpadł do płynącego nieopodal lotniska potoku i - około 300 m od lotniska - zapalił się. Rozmiar katastrofy pokazują umieszczone w poniższym filmie od 3 min 13 sek. zdjęcia z lotniska w Toronto:
Maszyna płonęła prawie dwie godziny. Mimo to jednak ówczesny kanadyjski minister transportu Jean Lapierre nazwał lądowanie francuskiego Airbusa ''cudem''. Podobnie zresztą brzmiały tytuły prasowe. Cudem można bowiem nazwać fakt, że 297 pasażerów i dwunastoosobowa załoga uszli z życiem z katastrofy i pożaru. Tak jak dziś w Warszawie, tak wówczas w Toronto, na szczęście obyło się bez ofiar. W Warszawie zadecydowało o tym doświadczenie i profesjonalizm załogi Boeinga.