B737 MAX linii Southwest, największego operatora tych maszyn, przylatują na lotnisko w Victorville od kilku dni. Obecnie jest ich tam już co najmniej kilkanaście - spośród 34, które posiada firma.
Boeingi przelatują tam z najróżniejszych portów lotniczych w USA, gdzie zastała je decyzja o uziemieniu. Dopuszczono przy tym wykonywanie pojedynczych nadzwyczajnych przelotów technicznych, właśnie celem przemieszczenia B737 MAX do lepszych miejsc postoju.
Lotnisko w Victorville jest znane z bycia "cmentarzyskiem" samolotów pasażerskich. Znajdujący się tam "Logistyczny Port Lotniczy Kalifornii Południowej" służy od początku lat 90. jako miejsce przetrzymywania chwilowo niepotrzebnych lub zupełnie niepotrzebnych maszyn. Victorville leży na skraju wyżynnej pustyni i panuje tam bardzo stabilny, ciepły i suchy klimat. Służy to samolotom, które po prostu znacznie wolniej tam niszczeją.
Wysyłane są tam głównie stare i niepotrzebne maszyny. Niektóre mogą tam stać wiele lat jako źródła części zamiennych, czekać na kupca czy ewentualną przebudowę do wersji transportowej. Większość jest jednak ostatecznie złomowanych.
B737 MAX linii Southwest oczywiście nie trafią już na stałe na "cmentarzysko". To jedynie tymczasowy pobyt dla tych nowych maszyn do momentu, aż zapadną decyzje co do tego, czy można je bezpiecznie przywrócić do lotów.
Podobnie ze swoimi B737 MAX postępują inne duże amerykańskie linie lotnicze. American gromadzi je na lotniskach w Miami na Florydzie i w Tulsa w Oklahomie. United w teksańskim Houston. W przypadku obu linii lotniczych są to miejsca, w których umieszczono centra obsługi maszyn tego typu i gdzie jest dużo przestrzeni na ich przetrzymywanie.
Liniom lotniczym znacznie bardziej opłaca się trzymać swoje uziemione B737 MAX "u siebie" czy na "cmentarzysku". Każde lotnisko pobiera opłaty za postój samolotu, a im bardziej lotnisko ruchliwe, tym są one wyższe. Dodatkowo nowych i dużo wartych maszyn nie można tak sobie porzucić na kilka tygodni czy miesięcy, ale ktoś musi ich doglądać. Wszystko to oznacza koszty, które można zredukować, przenosząc maszyny w miejsca, gdzie ma się swoje centra serwisowe, albo gdzie ceny za takie usługi są niskie.
Tego rodzaju zabiegi oznaczają, że amerykańskie linie lotnicze szykują się na dłuższy przymusowy postój B737 MAX. Inaczej nie byłoby warto tego robić. FAA (Federalna Administracja Lotnictwa - cywilny nadzór nad lotnictwem cywilnym w USA) oraz Boeing zamierzają wprowadzić poprawki do oprogramowania uziemionych maszyn do końca kwietnia i po ich zweryfikowaniu być może zostanie zniesiony zakaz lotów. Oznacza to co najmniej około miesiąca postoju. Jest jednak możliwe, że zajmie to nawet więcej czasu.
Przymusowy postów B737 MAX na pewno potrwa dłużej poza USA. Europejskie i Kanadyjskie służby zapowiedziały, że same będą chciały zweryfikować poprawki wprowadzone przez Amerykanów. Oznacza to najpewniej dodatkowe tygodnie albo nawet miesiące. Jest możliwe, że maszyny wrócą do lotów z pasażerami dopiero latem.