Masowe demonstracje, starcia z policją, zamieszki i plądrowanie sklepów - w ostatnich dniach Haiti pogrąża się w chaosie. "The Independent" informuje o czterech ofiarach śmiertelnych. Na zdjęciach ze stolicy kraju, Port-au-Prince, widać ofiary starć leżące na ulicach. Policja informuje, że niektórzy funkcjonariusze odnieśli obrażenia po tym, jak zostali obrzuceni kamieniami przez protestujących.
W wyspiarskim kraju od ponad miesiąca trwają protesty w związku z ogromną aferą korupcyjną - opisuje "The Guardian". Z państwowej kasy zginęły cztery miliardy dolarów, które miały być przeznaczone na programy społeczno-rozwojowe. Pieniądze pochodziły z wywołującej kontrowersję umowy handlowej na wenezuelską ropę zakupioną po obniżonej cenie. Protesty stopniowo zagoniły się, doszło do zamieszek. Teraz demonstrujący domagają się odejścia ze stanowiska prezydenta Jovenela Moise'a.
Sytuację dodatkowo zaogniła masowa ucieczka z więzienia w Aquin. Osadzeni wyszli z cel do łazienek, jednak po tym odmówili powrotu do nich. W końcu wykorzystali fakt, że policjanci byli zajęci demonstracją w okolicy i uciekli z więzienia. W sumie wydostało się z niego 78 osadzonych.
Prezydent Moise zapowiedział, że wprowadzi zestaw reform gospodarczych, które mają uspokoić mieszkańców. Nie planuje jednak odchodzić ze stanowiska. Jak mówił relacjonowanym przez AP wystąpieniu telewizyjnym, nie zamierza "poddać kraju uzbrojonym gangsterom i handlarzom narkotyków". Zarzucił protestującym, że celowo uwolnili więźniów, by ci go zamordowali. Protestujący w stolicy zablokowali drogę do domu prezydenta i obrzucili posesję kamieniami.
"The Guardian" zwraca uwagę, że skandal korupcyjny był iskrą, która pojawiła się w i tak już bardzo napiętej sytuacji. Haiti jest najuboższym krajem na półkuli zachodniej i znajduje się wśród 20 państw z najmniejszym na świecie PKB na osobę. Wg Banku Światowego jeszcze kilka lat temu nawet 60 proc. społeczeństwa żyła poniżej granicy ubóstwa, a wśród nich nawet 2,5 mln była w skrajnym ubóstwie. Kraj, a szczególnie stolica, zostały bardzo poważnie zniszczone w trzęsieniu ziemi w 2010 roku, w którym zginęło ponad 100 tys. osób. Teraz ze względu na inflację niektórzy mieszkańcy mówią, że nie stać ich na podstawowe produkty.
Prezydent Moise zapewniał w pierwszym oświadczeniu po wybuchu protestów, że "wsłuchuje się w głos ludzi" i "zna ich problemy". Zapewnił, że rząd podejmie działania by poprawić sytuację obywateli, a także rozliczy uwikłanych w korupcję i defraudację. Moise sprawuje urząd od 2017 roku.
Administracja Stanów Zjednoczonych i Kanady wydała ostrzeżenia dla podróżujących, w których odradzają wszelkie podróże na Haiti. Część personelu ambasady i rodziny dyplomatów wróciły do kraju.
Kanada czasowo zamknęła swoją ambasadę w Port-au-Prince. Kraj pracuje nad ewakuacją swoich obywateli, w tym 113 turystów, którzy byli na Haiti w momencie wybuchu zamieszek. Wg doniesień niektórym osobom z zagranicy nie udało się opuścić kraju, gdyż ze względu na blokady dróg nie dotarli na lotnisko. W mediach społecznościowych pojawiają się niepotwierdzone doniesienia, że policja eskortowała na lotnisko także niektórych urzędników i ich rodziny, które postanowiły opuścić kraj.
Kanadyjka Morgan Wienberg, która prowadzi na Haiti organizację pomocową, mówiła mediom, że ona i jej pracownicy mają się dobrze, jednak większość nie opuszcza swoich domów.
Na zdjęciu: protestujący niosą ciało jednej z osób, która zginęła w protestach w Port-au-Prince.