Znajdująca się na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej baza Tyndall na Florydzie znalazła się centralnie na trasie huraganu Michael. 10 października rozpędzony nad wodą żywioł uderzył w ląd wiatrem o prędkości do 208 km/h. Był to jeden z najpotężniejszych huraganów, który dotarł do wybrzeży USA. Dotychczas doliczono się 18 ofiar. Straty są szacowane na wiele miliardów dolarów.
Baza została zawczasu ewakuowana. Wyjechali praktycznie wszyscy żołnierze i ich rodziny. Została tylko garstka ludzi. Odleciała też większość samolotów. W tym myśliwce piątej generacji F-22, najdroższe maszyny tego rodzaju na świecie. Wyprodukowanie każdego z nich kosztowało USA po 361 milionów dolarów. Dzisiaj są właściwie bezcenne, ponieważ powstało 195 sztuk i choć pozostają prawdopodobnie najlepszymi myśliwcami świata, to nie ma już możliwości ich wyprodukowania bez poniesienia wielomiliardowych kosztów.
Pozostawiona w bazie szkieletowa obsada była dobrze przygotowana na wiatr i nikomu nic się nie stało. Obiektem żywego zainteresowania stał się natomiast los niezwykle cennych F-22. Jest pewne, że części maszyn nie udało się na czas ewakuować. Wojsko nie ujawniło jednak, ilu konkretnie. Formalnie w Tyndall stacjonuje 55 tych myśliwców. Dziennik "New York Times" pisze natomiast, że z bazy przed huraganem odleciały tylko 33. Oznaczałoby to, że w zrujnowanych hangarach stoją 22 bezcenne F-22. Utrata lub poważne uszkodzenie części z nich byłoby ciosem dla lotnictwa USA.
W takich sytuacjach standardem jest, że część maszyn nie może odlecieć, ponieważ ma jakieś usterki lub przechodzi prace serwisowe i nie da się na czas przygotować ich do lotu. Wówczas są umieszczane w hangarach, które teoretycznie zbudowano tak, aby były odporne na huraganowe wiatry. Skomplikowane F-22 są znane z tego, że często doznają usterek. Ich średnia gotowość do służby to około 50 procent, czyli przeciętnie tylko co drugi jest w pełni sprawny. Część tych zostawionych w bazie mogła w ogóle nie być używana do lotów, tylko jako zapasy części zamiennych.
Dotychczas na opublikowanych zdjęciach i nagraniach ze zdewastowanej bazy dopatrzono się trzech F-22. Maszyny stoją w hangarach, którym wiatr częściowo zerwał dach, drzwi i ściany. Poza F-22 widać też pozostawione F-16 w wersji przebudowanej na latający cel QF-16 oraz inne mniejsze maszyny. Nie wiadomo w jakim są stanie. Wojsko tego nie ujawniło. Być może dopiero trwa ocena.
Wojskowi pracujący w zdewastowanej bazie mają wiele innych zmartwień niż stan pozostawionych F-22. Cała infrastruktura w Tyndall została zniszczona lub uszkodzona. W pierwszych komunikatach po oględzinach z powietrza dowództwo napisał, że straty są "katastrofalne". Żaden budynek nie nadaje się do zamieszkania lub wykorzystania. Niektóre zostały całkowicie zmiecione z powierzchni ziemi, większość nie ma dachów a praktycznie każdy ma jakieś uszkodzenia fasady czy powybijane okna.
Nie wiadomo jeszcze jak długo będzie trwało usuwanie szkód ani ile będzie to kosztować. Na razie trwa ocena szkód, przy pomocy oddziałów z innych baz zaczęto porządki. Otwarto już sam pas startowy, na którym lądują samoloty ze sprzętem niezbędnym do prac. Baza najpewniej zostanie odbudowana. Gorzej z F-22, których nie można już wyprodukować. Strata każdej maszyny to odczuwalne uszczuplenie potencjału lotnictwa USA. Los tych pozostawionych w bazie będzie więc najpewniej nadal wywoływał emocje.