Początkowo oświadczenie Kim Dzong Una i Donalda Trumpa, podpisane przez obydwu, było objęte tajemnicą, ale najpierw odczytali je z jednego ze zdjęć dziennikarze, a potem te ustalenia potwierdził na konferencji prasowej prezydent USA.
W skrócie: Stany Zjednoczone i Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna (KRLD) mają wypracować nowe relacje i pracować na rzecz pokoju na Półwyspie Koreańskim.
Oprócz tego Korea Północna ma dalej wdrażać program denuklearyzacji oraz współpracować z USA w zakresie więźniów i jeńców wojennych.
Pojawiła się też zapowiedź, że Stany Zjednoczone 'zamrożą' amerykańskie ćwiczenia wojskowe prowadzone wspólnie z Koreą Południową.
Reżim z Pjongjangu wcześniej domagał się zaprzestania tych manewrów, ale Donald Trump wyjaśniał, że to kwestia obniżania kosztów. Nie jest jasne, czy był to postulat Korei Północnej, który musieli spełnić Amerykanie, czy też naprawdę nie chcą chwilowo wydawać pieniędzy.
Robert Kelly, profesor politologii na Pusan National University, zajmujący się tematyką Korei Północnej (znany też ze słynnego wywiadu z BBC), na Twitterze na bieżąco komentował wydarzenia w Singapurze. Ekspert ocenił, że Donald Trump 'zachował się jak gołąbek' wobec Korei Północnej. Wskazał słabe punkty spotkań: prezydent USA 'oddał szczyt za nic', nie mówił nic o prawach człowieka w kontekście działań Pjongjangu, oraz zapowiedział zamrożenie ćwiczeń z Koreą Południową i wyraził chęć do wycofania wojsk USA z Korei (USFK).
Post-presser, let's just say it: Trump is a dove on North Korea. There is nothing 'strong' about the following: 1. Gave the summit for nothing. 2. Ducked human rights. 3. Gave up milex with S Korea for no concrete concession. 4. Declared desire to remove USFK, also for nothing /1
- Robert E Kelly (@Robert_E_Kelly) 12 czerwca 2018
Rüdiger Frank z Uniwersytetu Wiedeńskiego wskazywał z kolei, że Donald Trump 'ocalił' procesy negocjacyjne z Koreą Północną dzięki metodzie 'małych i powolnych kroków'. 'Zamiast zabijać ideę zanim w ogóle zaczęła wchodzić w życie, jak zrobili jego poprzednicy, choć mieli dobre intencje' - napisał Frank.
I disagree. Trump saved the process by taking it slow and one baby step at a time, rather than killing it before it starts - like his predecessors did despite the best intentions. https://t.co/Rij3vp2vm4
- Rüdiger Frank (@GTDRP) 12 czerwca 2018
Natomiast Sung-Yoon Lee z Tufts University napisał:
'Zgodnie z oczekiwaniami, Kim Dzong Un zainicjował otwarty proces negocjacyjny, który zmusza Stany Zjednoczone do zaprzestania utrzymywania sankcji'.
Zdaniem eksperta taka pozycja pozwoli na to, by Pjongjang mógł otrzymywać wsparcie od Chin i Korei Południowej, przy jednoczesnym 'zezwoleniu' dla Korei Północnej na kontynuowanie programów jądrowych.
As expected, KJU has initiated an open-ended, drawn out negotiation process that ensnares the US into stop enforcing sanctions, empowers China and SK to resume subsidizing Pyongyang, and allows NK to continue to further advance its nuclear and missile programs.
- Sung-Yoon Lee (@SungYoonLee1) 12 czerwca 2018
Singapur to niewielkie państwo-miasto, będące jednocześnie ważnym ośrodkiem biznesowym części Azji. Pieniędzy jest więc tam sporo, jednak organizacja tak wielkiego wydarzenia, jak czerwcowy szczyt wymaga sporych nakładów finansowych.
Według mediów jego organizacja miała kosztować około 20 milionów singapurskich dolarów (około 15 milionów dolarów), a połowę tej sumy pochłonąć ma zabezpieczenie szczytu. Pojawiły się więc pytania: kto za to zapłaci?
Jak przekonywał premier Singapuru Lee Hsien Loong, jego kraj jest gotów ponieść te koszty w zamian za 'stabilność regionu'. - To koszty, które chcemy ponieść, i to nasz wkład w międzynarodowe dążenia do pokoju - mówił.
We wspomnianych 15 milionach dolarów jest też rachunek za... pobyt delegacji Korei Północnej, w tym Kim Dzong Una, w Singapurze - opisuje BBC. Rząd Singapuru zapowiedział, że pokryje koszty wizyty gości z Pjongjangu.
Podczas szczytu w Singapurze Donald Trump i Kim Dzong Un byli praktycznie cały czas uśmiechnięci, a wzajemnym pochwałom nie było końca. Ile w tym politycznej kalkulacji, a ile realnej sympatii - nie wiadomo. Tyle tylko, że na przykład podczas pierwszego spotkania z Angelą Merkel Trump aż tak promiennym uśmiechem nie obdarzał kanclerz Niemiec.
Pojawiły się zdjęcia i nagrania z tego, jak Trump i Kim spędzali czas. Poza oficjalnymi rozmowami przywódcy chodzili razem po terenach hotelu (wyszli z oficjalnego obiadu, taka przechadzka nie była planowana), poklepywali się wzajemnie, a prezydent USA postanowił się pochwalić przywódcy komunistycznej Korei Północnej 'Bestią', czyli autem, którym się porusza. - Powstała między nami specjalna więź - przekonywał Donald Trump.
Trump showed Kim Jong Un the U.S. presidential state car, commonly known as 'The Beast' after their #TrumpKimSummit lunch #tictocnews pic.twitter.com/LCFjAEvjSN
- TicToc by Bloomberg (@tictoc) 12 czerwca 2018
Fot. Evan Vucci / AP Photo
Uśmiechy i przyjacielskie gesty miały miejsce w zaledwie niecały rok po tym, gdy Donald Trump i Kim Dzong Un raczej celowali w swoją stronę z ostrej broni, aniżeli byli gotowi do zjedzenia wspólnego obiadu i rozprawiania o pokoju.
W 2017 roku pojawiały się nawet głosy, że świat stanął na krawędzi wojny, po tym, co robili obaj przywódcy. Po obrazkach z Singapuru mało kto pamięta, że Donald Trump zapowiadał zniszczenie Korei Północnej i uwolnienie 'ognia i furii'.
Z kolei Pjongjang groził Amerykanom, że nakieruje swoje rakiety na Guam, gdzie mieszczą się bazy USA. W tym czasie Korea Północna co rusz przeprowadzała testy jądrowe, raz rakieta przeleciała nad Japonią, co doprowadziło do zwołania Rady Bezpieczeństwa ONZ.