Wiatr wiejący z prędkością przekraczającą miejscami 100 kilometrów na godzinę, powalone drzewa, zalania, opady śniegu i brak prądu - z tymi problemami musi mierzyć się teraz północno-wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych.
W wyniku silnego sztormu na Atlantyku zginęło pięć osób, w tym dwoje dzieci. To ofiary powalonych drzew i gałęzi.
Najgorsza sytuacja jest obecnie w stanie Massachusetts. Na tamtejszym wybrzeżu Atlantyku szaleje sztorm. Część ulic Bostonu jest zalanych. Ratownicy prowadzą ewakuację mieszkańców przenosząc ich w bezpieczne miejsca.
Na zdjęciu: Strażacy ratują matkę z dzieckiem w Quincy w Massachusetts.
Na wschodnim wybrzeżu dwudziestu dwóm milionom ludzi zagrażają powodzie. Porty lotnicze w Nowym Jorku, Bostonie i Filadelfii odwołały ponad 2 tysiące lotów. Wiele rejsów jest opóźnionych. Wstrzymano również kursowanie części pociągów. W Waszyngtonie na Kapitolu w siedzibie Kongresu wiatr zniszczył część okien. W stolicy pozamykano szkoły oraz część urzędów.
Na zdjęciu: Stone Harbor w stanie New Jersey.
Bez prądu w sobotę nad ranem było ponad 1,8 milionów domów i przedsiębiorstw. Jest jednak dobra wiadomość - według synoptyków wiatr będzie słabnąć po południu.
Na zdjęciu: Scituate w Massachusetts.
Problemy dotknęły też prezydenta Donalda Trumpa, udającego się na pogrzeb amerykańskiego ewangelisty Billy'ego Grahama w Karolinie Północnej. Przywódca Stanów Zjednoczonych z powodu silnego wiatru musiał zmienić lotnisko. Zamiast z bazy lotniczej Andrews koło Waszyngtonu wyruszył z międzynarodowego portu lotniczego Waszyngton-Dulles, oddalonego od stolicy o ok. 40 kilometrów.
Na zdjęciu: Winchester w Wirginii.
Na zdjęciu: ratownicy w Quincy w Massachusetts.
Na zdjęciu: Swampscott w Massachusetts.
Pasażerowie na lotnisku Nowy Jork-JFK.
Na zdjęciu: Newburyport w Massachusetts.