"Ładna pogoda", morze błota i ten "świetny/kiepski" Prince. Hity i kity Open'era

Przed festiwalem były narzekania na "kiepski" jubileuszowy line-up. W trakcie, niestety spełnione obawy o deszczową pogodę. Ale mimo ulew i kontrowersyjnego wyboru gwiazd 85 tys. osób świetnie bawiło się na jubileuszu największego festiwalu muzycznego w Polsce. Po raz pierwszy z Princem, The Strokes, Coldplay, czy Pulp. Kto zawiódł, a kto zagrał tak mocno, że aż włączyły się samochodowe alarmy?

Największe rozczarowanie, najmocniejsze zaskoczenie

 

Najbardziej rozczarowała pogoda - to pewne. Ale dzięki prognozom pogody na to przygotowani byliśmy już wcześniej, a nawet ulewny deszcz nie przeszkodził dobrej zabawie. Muzycznie rozczarował Prince. Może to kwestia bardzo wysokich oczekiwań jakie mieliśmy przed koncertem "najlepszego performera świata", może kwestia braku choć jednego, mocnego zachwycającego uderzenia z których kiedyś słynął Książe muzyki rozrywkowej. Oddajemy mu hołd jako muzycznej ikonie, bawiliśmy się na kilku bisach, doceniamy legendarne covery, które wplótł w setlistę. Ale pozostał niedosyt.

Masz inne zdanie? Podziel się >>

 

Podobnie w przypadku The Strokes. Wielki powrót symbolu nowej rockowej rewolucji sprzed 10 lat wywołał podobnie wysokie oczekiwania. Setlista koncertu je potwierdziła, w repertuarze roiło się od hitów, a oprawa wizualna należała do najlepszych na gdyńskim festiwalu. Ale część naszej redakcji pozostała nieprzekonana i pamięta tylko "kiepską dyspozycję wokalną" Juliana Casablancasa i "wyjątkowo słabe zgranie zespołu". Z którą opinią się zgadzacie?

 

Hurts, M.I.A, Strokes... Dla każdego coś innego w ostatni dzień Open?era [ ZDJĘCIA] >>
Kliknij, by obejrzeć galerię

 

Najlepsze muzyczne niespodzianki czekały na nas na scenie namiotowej. Być może to jej niezwykła, intymniejsza niż na scenie głównej atmosfera, ale to tutaj zachwyciły nas zespoły do tej pory w Polsce słabo znane. Porwała nas charyzma duńskiego The Galaxy Asteroids Tour, niesamowite poczucie humoru Chromeo, a kolektyw Crystal Fighters doprowadził nas do prawdziwego amoku.

Wielki obecny i wielki nieobecny

Koncert młodziutkiego Brytyjczyka Jamesa Blake'a był jednym z najbardziej wyjątkowych momentów festiwalu. I dowodem na to, że nie trzeba fajerwerków i confetti , kolorowych kostiumów i przebieranek by zagrać wspaniały koncert. Wystarczy kameralny skład, mocny głos i ciekawy pomysł na muzykę. Brzmienie basu na jego koncercie było tak mocne, że podobno w samochodach zaparkowanych na tyłach sceny uruchamiały się alarmy.

 

 

A myślał, że będzie zbyt 'offowy'

 

 

 

Wielki nieobecny - zaryzykujemy, że hip-hop. PFK Kompany na World Stage i spóźniony prawie dwie godziny Big Boi to chyba trochę za mało jak na festiwal, który za granicą reklamuje się jako święto alternatywy i... hip-hopu właśnie.

Magiczne chwile, niespodziewane momenty

Późna pora, wiatr, lejący się deszcz i listopadowa temperatura. W takich warunkach rozpoczął się koncert Foals na scenie głównej w piątek. Choć grali po mającym świetny kontakt  z publicznością Jarvisie Cockerze i Pulp, sami ograniczyli konferansjerkę do minimum. Wyszli, zagrali i zahipnotyzowali publiczność. Długie, transowe kawałki, rockowa precyzja i niecodzienny głos Yannisa Philippakisa w mgiełce deszczu - niezapomniane.

 

Podobnie jak falujący i emanujący pozytywną energią tłum na koncercie Nowozelandczyków z Fat Freddy's Drop. Widok pulsującej i skaczącej w górę od pierwszego do ostatniego rzędu publiczności zapamiętamy na długo. Podobnie jak inne koncerty ze sceny World w tym roku: wzruszającego Youssou N'Doura, oryginalny projekt R.U.T.A i Goorala, który przyciągnął tłumy, choć w tym samym czasie grał Prince.

 

 

A najdłużej pozostają w pamięci najmniej spodziewane momenty. Takim  na pewno będzie kulminacja niesprzyjającej pogody na koncercie Moniki Brodki. Już przed koncertem wiatr zwiewał instrumenty, potem lał deszcz, a przed bisem zabrakło prądu. Niezrażona tym Monika błyskawicznie postanowiła zaśpiewać a capella i na przekór pogodzie rozbrzmiało "Girls, just wanna have fun!"

Oni byli najbliżej

Festiwalowe koncerty to nie tylko muzyka, ale i jedyna w swoim rodzaju okazja poznania swoich idoli z trochę innej, bliższej perspektywy. Niektórzy skupiają się na muzyce, ale polskie akcenty, humorystyczna konferansjerka, czy zejście do fanów zawsze jest tym, co publiczność wspomina jeszcze długo po festiwalu. W tym roku było tych okazji całkiem sporo. Jarvis Cocker z Pulp dosłownie "zagadał deszcz" nieustannie żartując o "ładnej pogodzie" (po polsku!) i zgrzewając do tańca w deszczu: "Gdańsk, do you want to Gdance?". A Matt Berninger z "najsmutniejszego zespołu świata" - The National nie tylko zszedł do fanów, ale z potrzeby bliższego kontaktu z nimi przeskakiwał nawet przez barierki.

 

 

Pozakoncertowe hity i kity

Festiwale to nie tylko muzyka, szczególnie gdy line-up i pogoda nie do końca spełniają nasze oczekiwania. Ale w tym roku na Open'erze okazji do pozakoncertowej zabawy nie brakowało. Bajkową niespodzianką okazał się górujący nad Babimi Dołami diabelski młyn. Szkoda tylko, że jak na krótką przejażdżkę (kilka minut), cena dość wygórowana - 6 kuponów, czyli 18 zł. Przebojem okazał się pomysł na silent disco - w wojskowym hangarze bawiły się tłumy. Widok też niezapomniany: tłum w słuchawkach, wyginający się, skaczący i bawiący przy akompaniamencie zupełnej ciszy. Do wyboru były dwa kanały. Dużą popularnością cieszyły się też pokazy najciekawszych polskich projektantów w ramach Fashion'er. Odsyłamy do relacji naszych koleżanek z Luli i Groszków >>

 

A co po stronie kitów? Wiadomo - deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. Wiadomo też, że pogody naprawić się nie da. Ale przyjemnie byłoby mieć więcej schronienia przed strugami wody - może dodatkowy namiot? I szumnie zapowiadana niespodzianka na dziesięciolecie festiwalu. Miała być niesamowita atrakcja były... fajerwerki. To już zdecydowanie bardziej podobały nam się te wplecione w muzykę na koncercie Coldplay m.in. podczas niezapomnianego wykonania "Fix You". No i problem większości festiwali - ku uciesze festiwalowiczów do tej pory słabo na Open'erze egzekwowany zakaz wnoszenia piwa pod sceny. W tym roku ochrona niestety pieczołowicie zatrzymywała wszystkich próbujących wynieść piwo z wyznaczonych stref gastronomicznych na koncerty. A co do jego smaku - de gustibus non est disputandum.

 

Nie dojechałeś do Gdyni? Wszystko w naszej relacji

Więcej o: