W znalezionych pod koniec ubiegłego tygodnia na dnie Atlantyku szczątkach francuskiego airbusa znajdują się ciała ofiar - ogłosił wczoraj francuski rząd.
Lecący z Rio de Janeiro do Paryża Airbus 330 towarzystwa Air France runął do oceanu nad ranem 1 czerwca 2009 roku. Nie ocalał nikt spośród 228 osób, które nim leciały.
W trakcie dotychczasowych poszukiwań nie natrafiono na czarne skrzynki, których zapisy mogłyby pomóc w ustaleniu przyczyn tragedii. Najwięcej zwolenników ma hipoteza, według której wypadek spowodowało zatkanie ciśnieniowego wskaźnika prędkości lotu (tzw. rurki Pitota) przez osadzający się lód.
- To prawda, że widziano ciała, ale ze względu na drażliwą naturę sprawy wolimy zatrzymać szczegóły dla rodzin - powiedział minister transportu Thierry Mariani radiu France Info.
Ciała mają być wydobywane z wraku za kilka tygodni.
Francuska marynarka wojenna niedługo po katastrofie bez powodzenia szukała Airbusa A330 wykorzystując atomowy okręt podwodny.
Fragmenty airbusa znaleziono na 4 tys. metrów głębokości. Obecna, czwarta już akcja poszukiwawcza, prowadzona jest przez statek ratowniczy, wyposażony w bezzałogowe pojazdy podwodne.