Wygra: "Jak zostać królem". Nie dlatego, że zebrał najwięcej nominacji (wystarczy przypomnieć 2002 rok, kiedy "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia" przodował w nominacjach, a i tak wygrał "Piękny Umysł"). Nawet nie dlatego, że zgarnął już wszystkie możliwe nagrody w tym roku i jest faworytem wszystkich bukmacherów. Ale dlatego, że jest wszystkim, co kocha Akademia: wzruszającą opowieścią o jednostce z wielką historią w tle.
Powinien wygrać: "The Social Network". Film szybki, błyskotliwy, wielopłaszczyznowy. Jednym słowem kwintesencja "społeczeństwa on-line". Czy młody rycerz naszych czasów zagrozi królowi?
A nuż... wygra: "Incepcja". Ma dwie szanse: albo jury doceni, że w zalewie remake'ów, sequeli i romcomów tak oryginalny i dopieszczony pomysł jest prawdziwą perłą, albo zostało zahipnotyzowane bączkiem granego przez Leonardo di Caprio Doma Cobba:
Wygra: Tom Hooper za "Jak zostać królem". Bo tam gdzie Darren Aronofsky ("Czarny Łabędź") gubi się w zakamarkach mrocznej psychiki, a David Fincher ("The Social Network") chłodno przygląda się algorytmom, u Hoopera błyszczą prawdziwe ludzkie emocje.
Powinien wygrać: Ci, którzy rozumieją algorytmy twierdzą, że David Fincher, który potrafił na ich fundamencie zbudować porywającą ludzką historię. Ci, których porwał psychologiczny taniec na granicy kina mainstremowego i offowego kibicują Darrenowi Aronofskiemu. Ale ani jedni, ani drudzy raczej nie zasiadają w Akademii...
A nuż wygra...: Bracia Coen złożyli hołd korzeniom westernu w "Prawdziwym męstwie", serwując doskonałą rozrywkę nawet tym, którzy zarzekali się, że westernu więcej nie zobaczą. Ta kategoria może nas zaskoczyć.
Wygra: Colin Firth. Moglibyśmy przytaczać morze recenzji o "charyzmatycznym, inspirującym, genialnym i zadziwiającym" występie brytyjskiego aktora w roli jąkającego się przyszłego króla. Zamiast tego martwimy się tylko, czy zdąży przygotować odpowiednią przemowę.
Powinien wygrać: Colin Firth. Bez zająknięcia.
A nuż wygra...: James Franco? Jest gospodarzem tegorocznej ceremonii, reprezentantem młodego pokolenia Hollywood, a jego samotny występ w "127 godzinach" był tyle zachwycający, co przerażający. Ale sami w to nie wierzymy.
Zobacz nominacje w kategorii "Najlepszy aktor pierwszoplanowy">>
Wygra: Natalie Portman. W "Czarnym Łabędziu" zagrała tak, jak jej bohaterka zatańczyła: na granicy obłędu, na dodatek większość trudnych baletowych kroków wykonując bez pomocy dublerki. Fachowcy twierdzą, że tą rolą przeniosła się do superligi Hollywood. Złośliwi, że liczy się "czynnik ciążowy": członkowie Akademii lubią gratulować podwójnie.
Powinna wygrać: Myślimy, że Natalie Portman, ale napiszemy Anette Bening za "Wszystko w porządku". Bo do czterech razy sztuka, a jej statuetkę dla najlepszej aktorki sprzątnięto sprzed nosa już trzy razy.
A nuż wygra...: Michelle Williams. W "Blue Valentine" realistyczna aż do bólu. Ale jeśli ktoś w tej kategorii ma być czarnym koniem, to zapewne Nicole Kidman.
Zobacz nominacje w kategorii "Najlepsza aktorka pierwszoplanowa">>
Wygra: Christian Bale. Aktor, który nie po raz pierwszy przeszedł dramatyczną transformację do zagrania powierzonej mu roli. np. grając w "Mechaniku" ledwo trzymał się na nogach, po zrzuceniu aż 28 kilogramów. Ale po raz pierwszy otrzymuje nominację do Oscara.
Powinien wygrać: Christian Bale. Bo rolą uzależnionego od narkotyków upadłego boksera w filmie "The Fighter" udowadnia, że ta dramatyczna transformacja to nie wszystko. I że można szczerze kibicować uzależnionemu od narkotyków upadłemu bokserowi.
A nuż wygra...: Geoffrey Rush. Bo Colin Firth jest największym pewniakiem tegorocznych Oscarów. A nie ma dobrego pierwszego planu bez dobrego drugiego planu. Duet Firth-Rush w "Jak zostać królem" jest tego świetnym dowodem. Poza tym kibicuje mu cała Australia.
Zobacz nominacje w kategorii "Najlepszy aktor drugoplanowy">>
Wygra: Melissa Leo za "The Fighter". Za rolę chorobliwie ambitnej, silnej matki braci, którzy za wszelką cenę chcą odbić się od dna i zdobyć bokserskie laury. Nagrodzona już Złotym Globem i wszystkimi możliwymi nagrodami w tej kategorii, doceniana przez krytyków również za poprzednią rolę w "Rzece ocalenia". Ale my nie jesteśmy przekonani bo...
Powinna wygrać: Jackie Weaver. Nominowana również za rolę demonicznej matki całej gromady gangsterów z Sydney w "Królestwie zwierząt". Bo nawet jej uśmiech sprawia, że po plecach przechodzą nam dreszcze.
Również powinna wygrać: Hailee Steinfeld. Bo ta 14-letnia dziewczynka, która przez pierwszą część filmu "Prawdziwe męstwo" zarządza wszystkimi dorosłymi mężczyznami w mieście, a przez drugą ma w sobie więcej męstwa niż Jeff Bridges, Matt Damon i Josh Brolin razem wzięci to naprawdę 14-letnia (a w trakcie kręcenia filmu 13-letnia) dziewczynka.
Zobacz nominacje w kategorii "Najlepsza aktorka pierwszoplanowa">>