Rocznica lądowania na rzece Hudson

15 stycznia mija druga rocznica lądowania na rzece Hudson w Nowym Jorku samolotu airbus A-320 linii US Airways lotu 1549. Pilot Chesley Sullenberger III dzięki swojemu doświadczeniu uratował wtedy wszystkich pasażerów i całą załogę

Lądowanie na rzece

Do lądowania na nowojorskiej rzece Hudson doszło 15 stycznia 2009 roku około godziny 15.31 czasu miejscowego. Samolot airbus A-320 linii US Airways wystartował z lotniska La Guardia. Zaledwie kilka minut po opuszczeniu lotniska do silnika maszyny wleciały ptaki. Samolot znajdował się wtedy na wieżowcami Manhattanu. Pilot Chesley Sullenberger III skierował się nad rzekę, gdzie rozpoczął procedurę wodowania

Kamera Straży Przybrzeżnej

Moment lądowania zarejestrowała kamera Straży Przybrzeżnej, która zwykle ''obserwuje'' ruch promów. Sam moment lądowania widoczny na szerokim kadrze nie jest zbyt wyraźny. Lepiej widać, gdy w ''posadzonym'' samolocie otwierają się drzwi, przez które z samolotu wydostają się pasażerowie

Pasażerowie na skrzydle

Część pasażerów leżącego na wodzie samolotu wydostała się na skrzydło. Część zaraz po wyjściu znalazła miejsce w szalupie ratunkowej. Niektórzy jednak wpadli do lodowatej wody

Relacje w mediach

Następnego dnia - 16 stycznia 2009 roku - ''Gazeta Wyborcza'' pisała o ''Cudownym lądowaniu na rzece Hudson''. Nie można było inaczej, jak cudem, nazwać wodowania potężnego samolotu w centrum jednego z najgęściej zabudowanych miasta na świecie. Wszyscy przebywający na pokładzie przeżyli i nie odnieśli poważniejszych obrażeń

Chesley Sullenberger III

Za sterami airbusa siedział Chesley Sullenberger III - pilot z ponad trzydziestoletnim doświadczeniem. W liniach US Airways pracował wtedy od 29 lat. Wcześniej przez osiem lat latał jako pilot wojskowy. Sullenberger po wyprowadzeniu samolotu nad rzekę uprzedził pasażerów o czekającym ich uderzeniu. Zgodnie z zapowiedzią maszyna uderzyła o taflę wody, po czym zatrzymała się

Opinie pilotów

17 stycznia 2009 roku ''Gazeta Wyborcza'' opublikowała rozmowę z pilotem Pawłem Marchelewskim latającym na samolotach Airbus A-320. Wywiad podkreślał rolę załogi amerykańskiego samolotu, dzięki której nie doszło do tragedii. Piloci postawieni byli w sytuacji niestandardowej, której nie przewidują żadne procedury, w której wieża kontroli lotów nie ma już żadnego wpływu na samolot. Decydować mógł tylko kapitan

Błyskawiczna akcja ratunkowa

Opanowanie głównego pilota i sprawność personelu pokładowego sprawiły, że ewakuacja pasażerów trwała zaledwie trzy minuty. Zaraz po wodowaniu w kierunku samolotu ruszyły jednostki ratunkowe i znajdujące się na rzece barki. Pasażerów zabierano ze skrzydła i wyławiano z wody. Błyskawiczna akcja sprawiła, że pasażerowie trafiający do szpitala uskarżali się jedynie z powodu niewielkich ran nóg i wyziębienia. Tego dnia w Nowym Jorku temperatura powietrza utrzymywała się na poziomie -7 stopni Celsjusza. Woda miała około 0,5 stopnia

Bohater

Pilot Chesley Sullenberger III stał się bohaterem. W dniu wypadku narażając własne życie czekał aż pilotowany przez niego samolot opuszczą wszyscy pasażerowie. Po upewnieniu się, że w maszynie, do której dostawała się już woda, nikt nie został, sam wyszedł z samolotu. Jako bohatera przyjmowali go prezydenci Geroge W.  Bush i prezydent elekt Barack Obama. Ten ostatni zaprosił Sullenbergera na uroczystość swojego zaprzysiężenia. Za uratowanie 155 osób 12 listopada 2010 roku Chesley Sullenberger został odznaczony medalem Neila A. Armstronga. Odznaczenie wręczył mu sam Armstrong na Purdue University (na zdjęciu) w obecności rektor uczelni France A. Córdova

Ciężkie życie bohatera

Na Purdue University pilot spotkał się także ze studentami i podpisywał egzemplarze swojej książki "Highest Duty: My Search for What Really Matters" (''Najwyższa służba. Moje poszukiwania tego, co naprawdę ważne''). Świat widzący w Sullenbergerze bohatera zapomina często, jak ciężkim był dla niego dzień 15 stycznia 2009 roku. W wywiadach pilot opowiadał, że moment poprzedzający wodowanie był najtrudniejszym w jego życiu. Przez tygodnie po wypadku zmagał się z szokiem posttraumatycznym. 3 marca 2010 roku Sullenberger przeszedł na emeryturę

Dlaczego nie doszło do katastrofy?

Samolot nie zatonął. Było to możliwe dzięki powietrzu, które utrzymuje się w kabinie, zbiornikach paliwa i innych częściach maszyny. Stało się tak także dzięki umiejętnemu wodowaniu, które przeprowadził pilot. Oba silniki jednocześnie dotknęły powierzchni wody. Gdyby stało się inaczej, silnik, który zetknąłby się z wodą pierwszy, wprawiłby maszynę w obroty. To mogłoby doprowadzić do rozerwania kadłuba i zatonięcia samolotu. Jeszcze około godziny 18. samolot wciąż unosił się na wodzie. Wtedy rozpoczęto akcją usuwania go za pomocą holowników