Na sfinansowanie tegorocznej kampanii Jarosław Stolarczyk, poseł PO i przedsiębiorca z Łodzi dostał zaledwie 13 tys. złotych. Postanowił więc prowadzić ją ze środków własnej fundacji. Zaczął od "show" zorganizowanego na pl. Dąbrowskiego w Łodzi, gdzie pojawiło się kilkadziesiąt zaproszonych na Facebooku osób. Publicznie uruchomił hotspot, a jednej z osób, które zaproponowały, gdzie jeszcze powinien być darmowy internet, podarował tablet wart 2 tys. złotych - pisze dzisiejsza "Gazeta Wyborcza".
Drożdżówki i jabłka - tak Wojciech Olejniczak, ubiegłoroczny kandydat SLD na prezydenta Warszawy, reklamował się przed robotnikami spieszącymi na pierwszą poranną zmianę do Huty ArcelorMittal w Warszawie. Zaczepiał każdego, proponował świeżą drożdżówkę i jabłko. Wręczał ulotkę, przypominał, że głosowanie już w niedzielę.
"Pukali do mieszkań i pytali czy nie chce się zarobić". W atmosferze skandalu, pogwałcenia zasad demokracji i samorządności przebiegały wybory samorządowe w 2010 w Płocku. Swój głos wyborczy można tam było sprzedać za 20 zł. Proceder był szczególnie widoczny na tzw. słodkich ulicach - blokowisku, które nie ma najlepszej marki i skąd zamożniejsi płocczanie uciekają; być może właśnie dlatego dosyć łatwo znaleźć tam wyborczych sprzymierzeńców.
Grzegorz Biernacki, radny Samoobrony w kujawsko-pomorskim sejmiku został skazany za kupowanie głosów podczas wyborów. Płacił wódką. Jesienią 2006 r., Biernackiego poparło 4316 osób i w cuglach dostał się do sejmiku województwa. Włocławski sąd dowiódł mu, że 2,5 tys. głosów "załatwili" mu czterej mężczyźni, doskonale znani policji - kupowali je dla niego za pół litra wódki.
"Szanowni Państwo, nie wierzcie w puste obietnice polityków. Składam publiczne przyrzeczenie, że jeżeli w wyniku wyborów zostanę wybrany posłem do europarlamentu, to na rzecz każdej osoby, która odda na mnie swój głos, dokonam darowizny o wartości 100 zł". W ten sposób kandydat Samoobrony Józef J. namawiał wyborców do oddania na niego głosu w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie nie doszło bowiem do faktycznej transakcji sprzedaży głosów. - Nie można mu więc było przedstawić zarzutów - wyjaśnia prokurator.
Każdy, kto na spotkaniu z Markiem Balickim zada mu pytanie ma dostać 50-procentowy upust przy zakupach w naszych sklepach - głosiły ulotki w sklepach sieci Empik w 2002 roku. Sztab wyborczy Marka Balickiego, kandydata lewicy na prezydenta Warszawy , twierdził, że o zniżkach nic nie wiedział. Państwowa Komisja Wyborcza ustaliła, ze sztab wyborczy nie może jednak tłumaczyć się niewiedzą, bo z każdego spotkania musi się rozliczyć finansowo, powinien znać cenę wynajmu sali, koszty zaproszenia ludzi itp. W efekcie Empik wycofał bonusy i wystawił sztabowi Balickiego fakturę za wynajem.
Od 10 grudnia ubiegłego roku Prokuratura Okręgowa w Świdnicy prowadzi śledztwo w sprawie korupcji wyborczej w Wałbrzychu. Świadkowie zeznają, że zarówno w pierwszej (21 listopada), jak i drugiej turze (5 grudnia) w mieście kupowano głosy na kandydatów PO do rady miasta i powiatu, a także na Piotra Kruczkowskiego, kandydata Platformy na prezydenta miasta. Za zakreślenie na karcie wyborczej nazwiska wskazanego kandydata można było zarobić od 20 do 100 zł.