Członkowie pokomisji smoleńskiej po roku przedstawili efekty swoich wysiłków. Ogłoszono je dokładnie w dniu 7. rocznicy katastrofy na specjalnej konferencji. Komisja postawiła się jednak 'frontem do klienta' i jeszcze tego samego dnia, w późnych godzinach wieczornych, odpowiadała na pytania czytelników prawicowego serwisu niezależna.pl.
Owocem prac komisji jest 40-minutowy film. Przedstawione w nim ustalenia w wielu miejscach mijają się z tym, co jeszcze w 2011 r. ustaliła komisja Millera - były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek nazwał je wręcz 'teoriami z tandetnych filmów klasy C'.
Dla tych, którzy po obejrzeniu nagrania nadal mieli wątpliwości, co do teorii komisji, przygotowano wideoczat. Kilka godzin po konferencji eksperci odpowiadali na pytania przesłane przez internautów. W spotkaniu wzięła udział także nowa rzeczniczka MON mjr Anna Pęzioł-Wójtowicz, której rola ograniczyła się do przedstawienia uczestników i pokazania do kamery zdjęć ze Smoleńska.
Użytkownicy wielokrotnie podnosili temat eksplozji, o której mówiła podkomisja smoleńska kilka godzin wcześniej. - Skoro wybuch jest możliwy, to dlaczego rejestratory nie zanotowały zmiany ciśnienia w samolocie? - brzmiało jedno z pytań. - Prawdopodobnie nie zdążyły - odparł Wiesław Berczyński, szef zespołu.
Członkini komisji uzupełniała: - Myślę, że po prostu nie zdążyły zarejestrować, ponieważ fala dźwięku jest późniejsza od siły wybuchu.
- Fala uderzeniowa jest dużo szybsza od fali dźwięku. Jeżeli przyjmujemy, że taki wybuch wystąpił, on po prostu zniszczyłby urządzenia rejestrujące wcześniej, przed nagraniem - mówił kolejny z ekspertów.
Kazimierz Nowaczyk, autor teorii dwóch wybuchów, wyjaśniał, że mikrofony nagrywające są z przodu samolotu, a urządzenie nagrywające z tyłu. - Eksperyment, który przeprowadziliśmy z wybuchem pokazuje, że tył samolotu został prawdopodobnie odrzucony, więc urządzenie wcześnie odleciało od samolotu i nie mogło już niczego nagrać - mówił.
- Było to badane przez panią Anitę Gargas, mamy nagrane zeznania świadków potwierdzające błysk, wybuch, również upadek samolotu. Kilkanaście osób, tak tak. Mamy również zeznania pana Wosztyla [Artura, pilota Jaka-40, który zdążył wylądować w Smoleńsku - red.], naszego pilota. Mamy te zeznania i bierzemy je pod uwagę - mówił Berczyński.
Jedno z pytań dotyczyło miejsca katastrofy. Internauta pytał, czy członkowie komisji byli w Smoleńsku lub czy zamierzają się to wybrać oraz jakie to ma znaczenie dla badań.
- Nie mieliśmy możliwości być na miejscu katastrofy. Miejsce katastrofy zostało całkowicie zmienione, zdajecie sobie państwo sprawę z tego? Zbudowano tam jakieś budynki itd. Możemy odtworzyć widok, kształt, charakterystykę miejsca katastrofy na podstawie zdjęć i to będziemy robili. Na pewno chcielibyśmy jechać do Smoleńska, na razie nie mieliśmy takiej możliwości - mówił Berczyński.
- Najbardziej istotna jest dokumentacja miejsca katastrofy w pierwszym momencie. Komisja Millera zjawiła się w Smoleńsku 11 kwietnia. Ze zdjęć, którymi dysponujemy, około 100 jest z miejsca bezpośredniego wrakowiska. To są zdjęcia pamiątkowe. Po prostu panowie z komisji Millera w gruncie rzeczy dokumentowali swoją obecność na wrakowisku w Smoleńska. Robili to za pomocą zupełnie nieprofesjonalnego sprzętu - oburzał się Nowaczyk.
O bombę termobaryczną pytano też w kontekście ciał, które miałyby posiadać jednoznaczne ślady eksplozji.
- Oczywiście odnajdujemy ślady takiego wybuchu, badając odpowiednio ciała, badając tkanki. Tylko nie są to zbyt charakterystyczne obrażenia. Jeżeli wiemy, że do wybuchu doszło, to możemy potwierdzić, że obrażenia odpowiadają wybuchowi, ale nie w drugą stronę - mówił jeden z członków komisji.
Nowaczyk dodał, że gdyby autopsje były przeprowadzone wcześniej, to ślady byłyby do zidentyfikowania.
Komisja uważa, że samolot był niewłaściwie serwisowany. Tego zagadnienia dotyczyło też jedno z pytań. - Czy dokumentacja poremontowa tupolewa w zakładach Aviakor, wskazuje na możliwość niedopatrzeń w naprawie psujących się wspomnianych w filmie elementów samolotu? - odczytała dziennikarka prowadząca czat.
- Nie mamy zaufania, co do rzetelności. Wiemy na pewno, że remont był wykonany bez właściwego nadzoru - brzmiała odpowiedź.
Internauci pytali również o to, dlaczego nie uległy zniszczeniu niektóre okna samolotu a wyleciały i wbiły się w ziemię dużo od nich mocniejsze pancerne drzwi.
Berczyński tłumaczył, że okna w samolocie są umieszczone na uszczelkach, w związku z czym "wypadają z samolotu, kiedy rama okna ulegnie dystorsji, odkształceniu".
Na koniec prowadząca przekazała członkom komisji podziękowania od internautów 'za odwagę'. - Wielu z was wiele mogło stracić czy też straciło przez to, że zajmujecie się państwo dochodzeniem do prawdy - mówiła.
- Chciałem podkreślić, że w zespole w większości pracują ludzie, którzy pracowali w zespole parlamentarnym ministra Macierewicza i którzy brali udział w konferencjach smoleńskich. Przez 6 lat, zanim komisja została powołana jako komisja państwowa, ci ludzie wykonali ogromną pracę, często narażając się nawet na szykany. Powoduje nami nie tylko chęć wykonania obowiązku, jaki został na nas nałożony, ale też chęć wyjaśnienia tej katastrofy, która była demonstrowana przez 6 lat - mówił jeszcze Berczyński.
Z kolei Nowaczyk chciał dodatkowo pozdrowić wszystkich internautów. - Karierę - nie traktuję tego jako kariery, tylko jako obowiązek - zacząłem od internetu. Tam znajdowałem ogromną ilość informacji, dyskusje na bardzo wysokim poziomie. Teraz znalazłem się z drugiej strony tego samego internetu - stwierdził.