Do słownika przedstawicieli PiS na stałe wpisało się określenie "donosić na Polskę". Słyszeliśmy już o "szkalowaniu własnego państwa", "wynoszeniu polskich spraw", opinię, że donoszenie "jest w genach najgorszego sortu Polaków", a nawet, że inny Polak, Donald Tusk podczas wizyt zagranicznych "burzy to, co buduje prezydent" Andrzej Duda.
Czy zwracanie się do zagranicznych instytucji europejskich należy w ogóle nazywać "donoszeniem"? Niech to rozstrzygną politycy. My przypominamy, że "donoszenie" nie jest domeną dzisiejszej opozycji. Polskę równie chętnie "szkalowali" przedstawiciele PiS.
Na początek "donos" z ostatniej chwili. Wicepremier Mateusz Morawiecki swoją wizytę w Stanach Zjednoczonych wykorzystał, by pożalić się na polskie sądy.
- System sądowniczy w Polsce jest niesprawny, nieefektywny. 80 proc. społeczeństwa uważa, że również niesprawiedliwy - oznajmił Morawiecki podczas w konserwatywnym ośrodku American Enterprise Institute.
Dziś "szkalowanie" Polski jest znacznie rzadsze - w końcu PiS od 1,5 roku rządzi krajem, a "donoszenie" na siebie jest znacznie mniej skuteczne. Ale przypomnijmy jak to było, gdy PiS stanowiło parlamentarną mniejszość.
Prawo i Sprawiedliwość ma w Parlamencie Europejskim 18 reprezentantów. W grudniu 2014 roku wszyscy razem pisali rezolucję w sprawie "nieprawidłowości w czasie wyborów samorządowych w Polsce".
Właściwie na tym można by zakończyć, skoro taki "donos" złożyli wszyscy przedstawiciele PiS, ale podobnych sytuacji było więcej.
#ListaWstydu ?????? pic.twitter.com/Cl0KRNsAd0
- Exen ???? (@Exen) April 14, 2016
Prof. Ryszard Legutko po wysłuchaniu publicznym w tej sprawie mówił na antenie Telewizji Republika, że instytucje europejskie wykazują się "ogromną ignorancją" w kwestii spraw polskich. - Borykamy się z barierą niewiedzy o Polsce - zarówno w sprawie wyborów, jak i Smoleńska, wolności mediów i szykan wobec dziennikarzy. Naszym podstawowy zadaniem jest zatem przełamanie tej ignorancji w UE - powiedział.
Czyli co właściwie należy robić - nie "donosić" czy "donosić" skuteczniej?
Ta sama kadencja, a dwa zupełnie inne podejścia do rozwiązywaniu spraw krajów członkowskich w Parlamencie Europejskim. W 2014 roku Ryszard Czarnecki zapowiadał, że PiS chce "umiędzynarodowić sprawę zagrożenia dla demokracji w Polsce".
Półtora roku później, po przyjęciu rezolucji ws. Polski, mówił natomiast: - Parlament Europejski pokazał, że odrywa się od pewnej rzeczywistości, chce być jednocześnie i prokuratorem, i sędzią w sprawach dotyczących naszej ojczyzny. To poważny błąd.
Zarzut "donoszenia" podnosił również prezydent Andrzej Duda. Tymczasem jeszcze jako europoseł brał udział w rzeczonym wysłuchaniu publicznym w PE.
Mówił wówczas: - Czy można mówić, że w naszym kraju jest demokracja? Przecież to umowa, według której wybieramy władzę. Jeśli ludzie nie mają poczucia, że wybrali swoje władze, to jaki mamy w Polsce ustrój?
Duda "wynosił polskie sprawy" za granicę także będąc już prezydentem.
Podczas obchodów 35. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych Duda nawiązał do wizyty w Niemczech. Jak mówił, prezydent Joachim Gauck powiedział mu, że Polska pięknie się rozwija i spytał, czy to wzbudza w Polakach zadowolenie.
Prezydent relacjonował dalej: - Jest tylko jeden w tym wszystkim problem. I mówię: panie prezydencie, tak, i sądzę, że ludzie dlatego mnie wybrali, bo głośno powiedziałem i nazwałem sprawy po imieniu: niestety Polska nie jest dziś krajem, o którym można by powiedzieć, że jest państwem sprawiedliwym, sprawiedliwym dla swoich obywateli, że jest państwem, w którym obywatele traktowani są równo.
Ale nie tylko osoby związane z Parlamentem Europejskim "szkalowały Polskę" na forum międzynarodowym. Jeszcze w 2011 roku odbyło w PE odbyło się wysłuchanie publiczne dotyczące katastrofy smoleńskiej. Z uczestnikami wysłuchania za pomocą telemostu połączył się Jarosław Kaczyński.
- Ta sprawa nie jest tylko polską sprawą. Jeśli były wybuchy, jeśli ta katastrofa wygląda coraz bardziej na zamach, oznacza to nową jakość w polityce. I tolerancja dla tej nowej jakości może bardzo wielu bardzo drogo kosztować - mówił.
W tym samym wysłuchaniu, będąc jednak na miejscu, brała udział Marta Kaczyńska.
- Dziś Polska jako członek UE powinna spotkać się z solidarnością pozostałych państw i uzyskać odpowiednie wsparcie. Jedyną nadzieją na rzetelne wyjaśnienie tej straszliwej katastrofy jest powołanie międzynarodowej komisji - mówiła Kaczyńska w Brukseli.
Na koniec przypadek wyjątkowy. O rezolucji ws. Polski z kwietnia 2016 roku Joanna Lichocka mówiła, że to "triumf wrogów Polski". - Platforma Obywatelska, swoimi siłami na forum Europy, uruchomiła proces, który ma potępiać Polskę, obniżyć naszą pozycję w Europie - mówiła posłanka PiS.
Z kolei kilka lat wcześniej pochwaliła zorganizowane przez PiS wysłuchanie publiczne na temat zagrożenia demokracji, twierdząc, że skoro jesteśmy w Unii, to PE jest też naszym parlamentem. Czyżby zmiana stanowiska miała związek z tym, że Lichocka była jeszcze wówczas dziennikarką?
To dobrze, że opozycja zorganizowała wysłuchanie publiczne w PE na temat zagrożenia demokracji. Jesteśmy w Unii,to jest także nasz parlament
- Joanna Lichocka (@JoannaLichocka) December 11, 2014