Wojciech Szczurek z Gdyni, Wadim Tyszkiewicz z Nowej Soli, Michał Zaleski z Torunia - to między innymi tych prezydentów polskich miast mogą dotknąć zmiany dotyczące wprowadzenia limitu dwóch kadencji w wyborach samorządowych. Problem dotyczy też innych, bardziej rozpoznawalnych polityków - Jacka Karnowskiego z Sopotu czy Pawła Adamowicza z Gdańska.
- Będziemy próbować - mówi w najnowszym wywiadzie dla Onet.pl prezes PiS Jarosław Kaczyński, odnosząc się do projektu związanego z dwukadencyjnością.
Wcześniej polityk deklarował, że chciałby, by zmiany weszły już od przyszłorocznych wyborów. Oznaczałoby to, że wielu obecnych prezydentów, burmistrzów i wójtów nie mogłoby kandydować, jeśli miałoby za sobą co najmniej 8 lat rządzenia. Dotyczyłoby to też tych polityków, którzy sprawowali urząd przez kilka kadencji i odnotowali rekordowe poparcie w ostatnich wyborach.
Wojciech Szczurek jest prezydentem Gdyni od pięciu kadencji. W 2014 r. uzyskał poparcie na poziomie 79,01% (główny konkurent - 12,13%). Jak poinformował nas rzecznik Urzędu Miasta, Wojciech Szczurek nie będzie komentował pomysłu dot. dwukadencyjności, nie zamierza też na razie zdradzać swoich politycznych planów.
Wadim Tyszkiewicz rządzi Nową Solą od czterech kadencji. W ostatnich wyborach samorządowych zdobył 85,90% głosów (konkurent - 8,62%). Jak poinformował Tyszkiewicz w oświadczeniu przesłanym Gazeta.pl, najprawdopodobniej nie wystartuje już w kolejnych wyborach, ale nie jest to decyzja stuprocentowo pewna.
Wśród zalet dwukadencyjności prezydent Nowej Soli wylicza m.in. zwiększenie możliwości wygrania nowych, nieznanych kandydatów, rozbicie układów szkodliwych dla niektórych miejscowości. Wśród wad, zdaniem Tuszkiewicza, znajdują się np. ograniczenie dla mieszkańców prawa wyboru najlepszego kandydata i zastępowanie tworzonego przez lata zespołu kompetentnych i doświadczonych ludzi nowymi, "swoimi".
Jak zauważa Tyszkiewicz, "w drugiej kadencji wójt, burmistrz czy prezydent może nie mieć żadnej motywacji do pracy i do podejmowania trudnych decyzji, skoro co by nie zrobił, musi odejść".
Jeśli nie zostanie prezydentem, Tyszkiewicz chce skupić się na biznesie. "Na szczęście, dzięki mojej 17 letniej działalności gospodarczej, mam z czego żyć i nie muszę na siłę szukać stołka. Może długi, długi urlop?" - zastanawia się.
Michał Zaleski jest prezydentem Torunia od czterech kadencji. W 2014 r. uzyskał poparcie na poziomie 70,27% (główny konkurent - 17,34%). Nie podjął jeszcze decyzji co do ewentualnego startu w przyszłorocznych wyborach.
Zaleski zapewnia, że nie jest przeciwny dwukadencyjności, pod warunkiem, że będzie ona obowiązywać dopiero od 2026 r. "Każde wcześniejsze wprowadzenie tych zmian byłoby, moim zdaniem, niekonstytucyjne i niedemokratyczne. Nie można wprowadzać kadencyjności pod pozorem rzekomych złych zachowań ze strony samorządowców. Szanse wystartowania w wyborach powinny być równe zarówno dla tego, kto nigdy nie był prezydentem, jak i dla tego kto był nim kilkakrotnie" - uważa prezydent Torunia.
Polityk nie wie jeszcze, jak będzie wyglądała jego kariera, gdy przestanie być prezydentem. "Sprawowanie urzędu prezydenta nie jest dla mnie tylko pracą, sposobem zarabiania pieniędzy. To moja miłość, pasja. Na razie nie myślałem czym mógłbym to zastąpić" - twierdzi.
Roman Smogorzewski jest prezydentem Legionowa od czterech kadencji. W ostatnich wyborach samorządowych uzyskał poparcie na poziomie 73,08% (główny konkurent - 26,92%). Jak twierdzi, wprowadzenie dwukadencyjności jest dość prawdopodobne.
"Jeżeli będzie taka możliwość prawna to będę kandydował, ale obawiam się, że zostanie wprowadzony zakaz, który obejmie także mnie" - pisze w oświadczeniu przesłanym Gazeta.pl.
Zdaniem Smogorzewskiego, minusem dwukadencyjności jest "ograniczenie mieszkańcom wolności wyboru", a plusem - "przeciwdziałanie wypaleniu zawodowemu i zmęczeniu funkcją".
Robert Raczyński rządzi Lubinem od 5 kadencji. Wynik w 2014 r. to 70,76% (kontrkandydat - 18,04%). Nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie kandydował w wyborach samorządowych w 2018 r.
"Nie mam nic przeciwko dwukadencyjności. Jeżeli jednak wymieniamy kadrę wójtów, burmistrzów i prezydentów, to wymieńmy też przy okazji posłów i senatorów. Trudniej znaleźć samorządowca, który rządzi gminą przez 20 lat, łatwiej posłów, którzy mają za sobą 25 lat bycia w Sejmie" - uważa Raczyński.
Adam Rams jest prezydentem Knurowa od czterech kadencji, ostatnie wybory zapewniły politykowi wynik 74,29% głosów (główny konkurent - 16,49%). Nie podjął jeszcze decyzji co do ewentualnego kandydowania w wyborach w 2018 r. Jeśli nie zostanie prezydentem, nadal planuje "działalność publiczną".
Jak twierdzi prezydent Knurowa, wprowadzenie dwukadencyjności może zniechęcić wartościowych ludzi do startu w wyborach ze względu na "krótki (najwyżej na dwie kadencje) okres swojej aktywności zawodowej z równoczesną rezygnacją z dotychczasowej pracy". Ramsa niepokoi też plan ograniczenia swobody wyrażenia woli mieszkańców co do wyboru swojego wójta, burmistrza czy prezydenta.
"Funkcja ta nie jest dana raz na zawsze i bezwarunkowo. Poprzedzona jest oceną pracy wybranego, jego współpracą z mieszkańcami" - zauważa prezydent.
Tomasz Andrukiewicz jest prezydentem Ełku od trzech kadencji. Wynik z ostatnich wyborów to 77,30% (główny konkurent - 6,90%). Nie udało nam się uzyskać komentarza z Urzędu Miasta.