2018 rok okazał się przełomowy dla Tomasza Komendy. Mężczyzna w 2004 r. został skazany przez wrocławski sąd na 25 lat więzienia za zbrodnię, której nie popełnił.
W marcu 2018 r. został warunkowo zwolniony z zakładu karnego, a dwa miesiące później - uniewinniony przez Sąd Najwyższy. Teraz Komenda będzie domagał się od Skarbu Państwa 18 milionów złotych odszkodowania.
- Wielokrotnie byłem bity i łamany. Kiedy współwięźniowie okładali mnie na spacerniaku, strażnicy odwracali głowy, kiedy szedłem po pomoc do psychologa, ten zamiast słuchać mnie, podlewał kwiatki, wycierał kurze, przekładał akta. Żeby żyć musiałem ostatni kłaść się spać i pierwszy się budzić. Trzy razy współwięźniowie odcinali mnie ze sznura, choć nie wiem po co to robili, bo wszyscy życzyli mi śmierci - opowiadał Komenda dziennikarzom.
Przez 40 dni w Sejmie protestowali rodzice osób niepełnosprawnych. Jednym z głównych postulatów było przyznanie 500 złotych dodatku 'na życie'. Protest zakończył się pod koniec maja.
Rząd w odpowiedzi na oczekiwania protestujących zaproponował m.in. podwyższenie renty socjalnej z 865 zł do niemal 1030 zł, a także ułatwienie dostępu do wyrobów medycznych (np. pieluchomajtek), korzystanie z wizyt u specjalistów bez skierowania i dostęp do opieki zdrowotnej bez kolejek. To jednak nie usatysfakcjonowało opiekunów niepełnosprawnych.
- Martwimy się o zdrowie swoich dzieci. Zostaliśmy odcięci od ostatnich mediów. Zamknięto nam dostęp w pokoju dziennikarskim do telewizora - mówiła w TVN24 o zakończeniu protestu jedna z matek, Iwona Hartwich. Protestującym odebrano dostęp do windy i pozostawiono tylko jedną łazienkę, bez prysznica. Ograniczony dostęp do protestujących mieli też dziennikarze.
- Jeżeli prezydent podpisuje ustawę, która jest wydmuszką, która nie daje nic dzieciom niewidomym, upośledzonym, z zespołem Downa, autystycznym i ta pomoc jest fikcyjna, to jest nam bardzo przykro. Nie zostaliśmy potraktowani poważnie - dodała.
W lutym wyszły na jaw informacje o nagrodach, które w 2017 r. otrzymali członkowie rządu Beaty Szydło. Łącznie było to ok. 1,53 mln zł.
- Tak, rzeczywiście, ministrowie i wiceministrowie otrzymywali nagrody za ciężką, uczciwą pracę i te pieniądze im się po prostu należały! - mówiła w marcu z sejmowej mównicy Beata Szydło.
Członkowie rządu zwrócili przyznane pieniądze. Premier Mateusz Morawiecki zarządził, że ministrowie i sekretarze stanu nie będą otrzymywali nagród. Posłowie PiS zagłosowali także za ustawą zmniejszającą poselskie uposażenia.
W styczniu szerokim echem odbiła się wyprawa himalaistów Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Rebol, który wspólnie wyruszyli na szczyt Nanga Parbat.
W trakcie schodzenia Mackiewicz doznał m.in. odmrożeń i ślepoty śnieżnej, wykazywał też objawy choroby wysokościowej. W efekcie pozostał na wysokości ok. 7200 metrów. Revol zdecydowała się na zejście i na wysokości ok. 6000 metrów spotkała polską ekipę ratunkową - Adama Bieleckiego, Denisa Urubkę, Piotra Tomalę i Jarosława Botora. Polacy ze względu na trudne warunki pogodowe nie zdecydowali się na wyruszenie po Tomasza Mackiewicza. Przyjmuje się oficjalnie, że zmarł 30 stycznia.
Wśród czytelników Gazeta.pl dużą popularność zdobył tekst zatytułowany 'Tę górę nazywają 'najwyższym grobem świata'. Zielone Buty wyznaczyły tu drogę', opowiadający o ludziach ginących w trakcie wspinaczki na Mount Everest.
W listopadzie dziennikarz Gazeta.pl Jacek Gądek ujawnił, że siatkarze wciąż nie otrzymali nagród, które obiecał im premier Mateusz Morawiecki za obronienie tytułu mistrzów świata. Okazało się, że rozporządzenie ministra sportu blokuje ich wysokość, a Witold Bańka nie chciał zmieniać jego zapisów.
"Gdyby minister sportu podniósł limity określone w rozporządzeniu z myślą o 'złotych' siatkarzach, to w innych - mniej prestiżowych dyscyplinach - koszty nagród lawinowo by wzrosły. A to w kolejnych latach mogłoby kosztować miliony złotych" - tak wstrzemięźliwość ministra tłumaczyli rozmówcy Gazeta.pl.
Po publikacji tekstu minister sportu Witold Bańka obiecał na antenie radia RMF FM, że siatkarze otrzymają obiecane premier na początku roku.
Czytelnicy Gazeta.pl pilnie śledzili też informacje dotyczące wypadku luksusowych aut na Słowacji, do którego doszło pod koniec września. Autami kierowali Polacy.
Samochody jechały lewym pasem, wyprzedzając pozostałe auta. Pierwszy samochód, czarny mercedes, zdążył zjechać na prawy pas. Jadące za nim żółte ferrari próbowało się zmieścić, kierowca uznał jednak, że nie będzie mógł dokończyć manewru i zaczął hamować.
Wówczas w tył auta wjechało pędzące za nim czarne porsche, które następnie uderzyło czołowo w jadącą z naprzeciwka skodę. W wyniku wypadku zginął 57-letni kierowca skody. Jego 50-letnia żona i 21-letni syn zostali ranni.
Płonąca swastyka, nazistowskie mundury i tort z symbolem nazistów - tak wyglądały 'urodziny Adolfa Hitlera', które udało się nagrać reporterom 'Superwizjera'. Przeniknęli oni do grupy członków stowarzyszenia 'Duma i Nowoczesność'.
W styczniu TVN pokazał reportaż, który wstrząsnął opinią publiczną. Był szeroko komentowany przez widzów i polityków, posłowie debatowali w Sejmie o problemie neofaszyzmu.
W październiku zapadł pierwszy wyrok w tej sprawie. Jeden z uczestników, Adam B., został uznany za winnego propagowania faszystowskiego ustroju państwa oraz nielegalnego posiadania broni. Skazano go na 13 tys. zł grzywny. Postępowanie toczy się jeszcze wobec sześciu osób.
Z kolei w listopadzie operator kamery z telewizji TVN, który pracował tworzeniu reportażu, miał usłyszeć zarzut propagowania nazizmu. Wszystko z powodu fotografii, na której widać, jak mężczyzna 'hajluje' na tle swastyki. Stacja tłumaczyła, że zdjęcie wykonano w trakcie realizacji materiału wcieleniowego. Ostatecznie prokuratura odwołała przesłuchanie mężczyzny.
W listopadzie informowaliśmy o głośnej prowokacji pracownic Urzędu Skarbowego w Bartoszycach. Kobiety udawały klientki warsztatu samochodowego, które mają problem z autem. Mechanik zgodził się im pomóc, mimo że zakład oficjalnie był już zamknięty i wymienił kobietom żarówkę na swoją własną, a za wykonaną przysługę chciał 10 złotych. Wtedy okazało się, że kobiety to urzędniczki US, a cała sytuacja była prowokacją.
Wezwano właściciela, a mechanika ukarano mandatem. Sąd dwukrotnie zdecydował już o winie mężczyzny, ale odstąpił od wymierzania mu kary. Naczelniczka skarbówki w Bartoszycach jednak nie ustępowała - chciała złożyć kolejne odwołanie. Ostatecznie po medialnym szumie została odwołana ze stanowiska.
Pod koniec 2017 r. była premier Beata Szydło objęła stanowisko wiceszefowej rządu, a także przewodniczącej Komitetu Społecznego Rady Ministrów. Wiele osób zadawało sobie pytanie, co tak naprawdę należy do obowiązków członkini rządu.
Stąd czytelnicy Gazeta.pl sporo uwagi poświęcili tekstowi, będącemu omówieniem czerwcowego wywiadu Roberta Mazurka z Beatą Szydło w RMF FM. Był to jeden z najchętniej czytanych artykułów w portalu w 2018 roku.
- Nasi słuchacze, proszę wybaczyć obcesowość, mają prawo zadać pytanie, za co my pani płacimy, no? - pytał dziennikarz.
- Wczoraj było posiedzenie komitetu społecznego, rozmawialiśmy na temat projektów i programów dla młodzieży i dla rodzin. Było spotkanie m.in. z organizacjami pozarządowymi zajmującymi się właśnie tymi tematami - wyliczała Szydło. Wicepremier mówiła także o pracach nad projektami ustaw dotyczących m.in. emerytur dla mam.
W Gassach nad Wisłą w lipcu znaleziono prawie sześciometrową wylinkę węża. 7 lipca ruszyły poszukiwania gada. W kolejnych dniach odkrywano ślady, potwierdzające obecność pytona. Pojawili się także świadkowie, którzy mieli widzieć węża w Glinkach powiat otwocki) czy Warszawie.
W akcji poszukiwawczej brali udział m.in. strażacy z Warszawy, Częstochowy i Poznania. Pytona szukano także przy pomocy specjalistycznego sprzętu - dronów i kamer na podczerwień. Wśród czytelników Gazeta.pl był to wówczas jeden z najchętniej śledzonych tematów.
Zwierzęcia ostatecznie nie odnaleziono, wszystko wskazuje na to, że pyton już nie żyje. Według przedstawiciela fundacji Animal Rescue Polska właścicielem poszukiwanego pytona mógł był mężczyzna, który zmarł kilka miesięcy temu. Po jego śmierci rodzina szukała w internecie nowego domu dla 6-metrowego gada. Wąż mógł później zostać wypuszczony na wolność.