I na tym Sejm kończy obrady. Wicemarszałek Ryszard Terlecki zarządza przerwę do jutra rana. Dopiero pod koniec jutrzejszego posiedzenia odbędą się głosowania nad projektami.
I na tym Sejm kończy obrady. Wicemarszałek Ryszard Terlecki zarządza przerwę do jutra rana. Dopiero pod koniec jutrzejszego posiedzenia odbędą się głosowania nad projektami.
- Nie wiem, dlaczego pani nienawidzi kobiet - podsumowuje Nowicka. Godek wraca na mównicę i ubolewa, że nie może jej pozwać, bo posłanka ma immunitet.
- W swojej wypowiedzi mówiłam o wolności wyboru kobiet, a w zasadzie o odebraniu wolności - tłumaczy Wanda Nowicka w trybie sprostowania i dodaje, że Godek wygłosiła "stek bzdur".
Teraz Godek - choć skończył się jej już czas - opowiada o rozrywaniu i miażdżenie płodów. Jako że w Gazeta.pl od dawna nie pokazujemy zdjęć przekłamanych billboardów, których wieszaniem zajmuje się fundacja pani Godek, dlatego i tego opisu nie zamierzam przytaczać.
- Jeśli pani Wanda Nowicka wychodzi z takimi postulatami, to akurat niedawno była 77. rocznica wprowadzenia wolnej aborcji dla Polek przez Adolfa Hitlera. Składam pani najlepsze życzenia z tej okazji - mówi Godek. Jest to co najmniej skandaliczna wypowiedź.
Przypominam natomiast - w krajach okupowanych przez III Rzeszę pozwalano na aborcję, by zmniejszać ich populację.
Godek nawiązuje do słów Nowickiej o wolnej aborcji. - Możecie sobie składać projekty, mam nadzieję, że nigdy nie wyjdą z laski marszałkowskiej - mówi.
Teraz wnioskodawczyni mówi o eugenice, która "najpewniej powstała w III Rzeszy". Oczywiście nie wspomina o tym, że Hitler po dojściu do władzy zaostrzył przepisy i czystej krwi Niemce za aborcję groziła kara śmierci. Inaczej było w przypadku Niemek chorych i obywatelek krajów okupowanych. W ich przypadku aborcja była dostępna na życzenie z bardzo prostego powodu - by zmniejszać populację wszystkich Untermensch.
- Wszyscy, którzy twierdzą, że zakaz aborcji, czyli zakaz zabijania dzieci, jest niekonstytucyjne, po prostu ordynarnie kłamią - mówi Godek.
I na mównicę wraca Kaja Godek. Twierdzi, że w przypadku życia ludzkiego nie ma mowy o wyborze i rozmowa na ten temat to "skandal".
Wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko poinformowała, że rząd nie ma stanowiska w sprawie tego projektu. Zamiast tego przedstawia sukcesy rządu na polu wspierania kobiet ciężarnych.
- Jedna kobieta, matka dobrze funkcjonującego dziecka z zespołem Downa, chce decydować za wszystkie kobiety, pozbawić je prawa, które sama miała (...). Każe im pani rodzić, ale nie interesuje się pani, jak sobie potem radzą - mówi Katarzyna Kotula z Lewicy.
Przemysław Czarnek mówi, że część posłów jest "ideologicznie zaślepiona" i twierdzi, że będzie dyskusję przywracać na tory merytoryczne.
Część wypowiedzi posłów celowo pomijam, bo albo są wtórne wobec tego, co już padło, albo są wyborczymi przepychankami, np. poseł PiS, który zadaje pytanie nie wnioskodawcom, a Kamili Gasiuk-Pihowicz.
Poseł PiS Piotr Kaleta mówi - w odniesieniu do słów Barbary Nowackiej - że "Sejm nie zajmuję się hucpą, a zajmuje się życiem". Pyta też Kai Godek czy ustawa jest konieczna, skoro kodeks karny zakłada karanie za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.
- Siedzimy tu tylko dlatego, że nasi rodzice dali nam życie - mówi Dominika Chorosińska. - Aborcja nie jest prawem kobiety, a karą śmierci - dodaje posłanka. Wszystko to okraszone cytatami, gestykulacją i dramatyczną recytacją. Być może to jest jakiś pomysł, żeby aktorzy i aktorki zostawali politykami. A może nie.
- Szanowne panie - zwraca się Grzegorz Braun do posłanek Lewicy i KO - kiedy was tak słucham, nachodzi mnie ochota, żebyście zniknęły, ale nigdy nie głosowałbym, żeby pana wessać jakimś odkurzaczem albo żywcem poćwiartować - mówi i tu Małgorzata Gosiewska wyłącza mu mikrofon.
- Chciałam zapytać wnioskodawczynię, czy wie, że to, co proponuje w ustawie jest traktowane w cywilizacjach demokratycznych jest traktowane jako tortury? - pyta Joanna Mucha. I dodaje, że torturą jest zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci, które umrą krótko po porodzie.
Strasznie się pan Rzecznik zradykalizował w czasie epidemii i aktualnie obraża posłów, że mają "nieużywane sumienie".
Okazuje się, że największym radykałem na sali jest właśnie pan Rzecznik, który wnosi, żeby tę ustawę przyjąć natychmiast. Jeśli dobrze usłyszałam to użył określenia "w godzinę". Kolejna osoba z niedoborem wiedzy o procesie stanowienia prawa.
A na mównicy pojawił się Rzecznik Praw Dziecka, który ostatnio na Twitterze pisał o "mordowaniu dzieci nienarodzonych". Pan Mikołaj Pawlak przyniósł rekwizyt:
Oho! Bosak mówi również o "syndromie poaborcyjnym", który to ma być ogromną traumą dla kobiet i - jak twierdzi poseł - jest to udowodnione naukowo.
Znów muszę powiedzieć, że to oczywiście nie jest prawda, według ostatnich badań 99 proc. kobiet, które przerwały ciążę, nie żałuje swojej decyzji. Dla chętnych zostawiam link do badań >>>
- Nie dochodziłoby do aborcji, gdyby przy kobietach, które są w ciąży, był kochający mężczyzna - mówi Bosak. Oczywiście nie ma to żadnego potwierdzenia w danych.
Bosak twierdzi - słusznie przecież - że chorych trzeba leczyć. Nie rozumie niestety, że płodów z wadą letalną nie da się wyleczyć.
A tymczasem na mównicę wychodzi Krzysztof Bosak z Konfederacji, który już na dzień dobry porównuje zwolenników prawa do aborcji do nazistów.
- Sama, nie jestem zwolennikiem aborcji, ale trzeba zrozumieć, że nie chodzi tylko o to, żeby to zapisać w ustawie i pokrzyczeć z mównicy (...). Kobiety nie chcą dokonywać aborcji, ja nie znam kobiety, która by chciała dokonać aborcji (...) - mówi Agnieszka Ścigaj i postuluje, by rozmawiać o przyczynach, a nie skutkach.
Agnieszka Ścigaj z PSL-Kukiz'15 mówi, że nie będzie przedstawiać stanowiska ws. projektu, a jego procedowania. - PiS gry polityczne uprawia z różnymi grupami opozycyjnymi, ale to, że gra w kotka i myszkę z własnym elektoratem, któremu od lat obiecuje, że przyjmie tę ustawę, to jest cynizm - mówi.
- Czy wy nas macie za idiotów? - pyta Magdalena Biejat i dodaje, że w środku pandemii ludzie zostali bez środków do życia, a PiS chodzi tylko o kampanię wyborczą.
- Chcecie wysyłać obywateli do urn w czasie epidemii. Tacy z was obrońcy życia? Od poczęcia do oddania głosu? - pyta Nowicka.
Na mównicę wchodzi Wanda Nowicka, która mówi o obecnym kompromisie jako "represyjnej ustawie" i pokrótce przypomina, że przed laty prawa kobiet zostały "sprzedane" przez polityków za poparcie Kościoła.
Senyszyn pyta też, czy posłowie chcą wspierać podziemie aborcyjne, które będzie rosnąć, gdyby w życie wszedł zakaz aborcji. Posłanka wnosi o odrzucenie projektu.
Joanna Senyszyn zabiera głos zdalnie i mówi, że posłowie usłyszeli gwałty na temat "zabijania dzieci z zespołem Downa", bo większość aborcji wykonuje się w przypadku wad letalnych (śmiertelnych) płodu.
- Trzeba być odważnym, polityka wymaga odwagi. I wymaga też powiedzenia, że Polki są odważne i świadome (...). Nie podejmują decyzji ot tak sobie (...). To prawo uderza w połowę społeczeństwa - podsumowuje Nowacka i namawia, by "stawać w obronie kobiet".
Dalszą część stanowiska KO przedstawia Barbara Nowacka, która od razu wnosi o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. - Nikt nikogo nie zmusza do dokonania aborcji i nikt nie ma prawa zmuszać kobietę do rodzenia w dramatycznej sytuacji - mówi. Podkreśla, że ofiarami ustawy będą najbiedniejsze kobiety, które nie mogą pozwolić sobie na wizytę u ginekologa lub w ogóle nie mają do niego dostępu. - Bogate sobie poradzą, pojadą za granicę. Skazujecie biedne dziewczyny na strach, że urodzą istotę niezdolną do życia - mówi dalej.
Kidawa Błońska dalej: Ja nie jestem zwolenniczką aborcji, ale jestem gorącą przeciwniczką odbierania kobietom praw i zaostrzania tej ustawy.
Wicemarszałkini dodaje, że Polki będą protestować i nie uda się Polek uciszyć.
W imieniu Koalicji Obywatelskiej wypowiada się Małgorzata Kidawa-Błońska. - Pani wnioskodawca obraża nas wszystkich i szantażuje. Wiemy, co to jest wolność i odpowiedzialność. Kobiety, jeśli podejmują taką decyzję, podejmują ją odpowiedzialnie - mówi.
Piecha, powołując się na nieprecyzyjne dane w uzasadnieniu projektu, wnosi o skierowanie go do komisji zdrowia. Co ciekawe, nieco się pomylił i powiedział "kierujemy do komisji zdrowia", jakby już tę decyzję podejmował. Trochę inaczej wygląda stanowienie prawa w Sejmie.
Oświadczenie w imieniu PiS przedstawia Bolesław Piecha, ginekolog, który - jak sam swego czasu stwierdził - wykonał około 1000 aborcji (kiedy była jeszcze dostępne bez większych ograniczeń), a potem się nawrócił.
Grzegorz Braun oburza się, że Godek nie przedłużono czasu na wystąpienie.
Kaja Godek używa też określenia "zbrodnia eugeniki". Niestety skończył jej się czas i Małgorzata Gosiewska delikatnie chce się jej pozbyć z mównicy.
Kaja Godek wie, że PiS planuje zamrozić projekt w komisji, więc grozi posłom, że aktywiści będą wystawać z transparentami pod ich biurami. - Wypomnimy wam każde zabite dziecko - mówi.
Kaja Godek opowiada o rozrywaniu i duszeniu ludzi na sali porodowej, a chodzi o przerywanie ciąży. - Dzisiaj jest prosty wybór - jesteś za zabijaniem czy jesteś przeciwko zabijaniu - twierdzi.
Wicemarszałek Gosiewska informuje, że nad odrzuceniem projektu, o co wnioskowano w trakcie debaty, głosowanie odbędzie się w bloku głosowań. I już zaczyna się debata nad zakazem aborcji.
Dzierżawski twierdzi też, że przez edukację seksualną na zachodzie jest znacznie więcej ciąż wśród małoletnich. Bzdura, bzdura, bzdura! Na podorędziu mam akurat dane z 2016 roku, ale gdy w Polsce było 7700 nastoletnich ciąż, w Szwecji było ich 671, a w Danii 389.
Na mównicę wrócił przedstawiciel wnioskodawców, Mariusz Dzierżawski z fundacji Pro - prawo do życia, twierdzi, że nie usłyszał żadnych pytań, a stek obelg. Twierdzi, że posłowie nie umieją czytać albo kłamią, bo w projekcie wcale nie ma zakazu konsultacji psychologicznych. Oczywiście nie ma go explicite, ale ja na miejscu psychologów - gdyby prawo weszło w życie - bałabym się rozmawiać z dzieckiem o seksualności, żeby nie trafić do więzienia na trzy lata.
Dzierżawski mówi również, że jeśli posłanka Scheuring-Wielgus znajdzie słowa o konsultacji psychologicznej w projekcie, to "1000 zł gwarantuje i jeszcze panią przeprosi w telewizji".
Warchoł w imieniu Ministerstwa Sprawiedliwości popiera projekt i zwraca się o skierowanie go do dalszych prac. Przynajmniej, inaczej niż sam wnioskodawca, nie udaje, że projekt nie dotyczy edukacji seksualnej. To właśnie w niej wiceminister widzi zagrożenie, które w ostateczności doprowadza do rozpadu rodzin (naprawdę tak powiedział!).
Minister przytacza wyrwane z kontekstu dane z innych krajów i opowiada o pojedynczych przestępstwach, również z innych krajów. Stwierdza również, że z lekcji edukacji seksualnej "dziecko wynosi głównie zachętę".
Zdaje się, że obecnie Warchoł oburza się określeniem "przyjemny seks". To przykre.
- Rząd w tej sprawie stanowiska nie przygotował, więc pozwolę sobie przedstawić stanowisko ministra sprawiedliwości - zaczyna. Przedstawia dane o tym, że duża część sprawców gwałtów to nieletni. Zapomina dodać, że większość gwałtów nie jest zgłaszana, choćby dlatego, że sprawcy są znani ofierze, a ponad 30 proc. gwałtów to gwałty małżeńskie.
Zakończyła się sekcja pytań, w imieniu rządu wypowie się wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.
Małgorzata Prokop-Paczkowska przypomina orzeczenie Trybunału Praw Człowieka, który przed laty stwierdził, że "wiedza nie zmusza do zachowań". Dzieci Katolików mogą więc dowiedzieć się w szkole, czym jest choćby antykoncepcja, ale nie oznacza to, że mają ją stosować.
- Te wasze ciężaróweczki, które jeżdżą po mieście (...) snujące obrzydliwą homofobiczną propagandę zwyczajnie kłamią. Czemu pod szlachetnym płaszczykiem macie obrzydliwy pomysł karania za edukację seksualną? - pyta Barbara Nowacka. A ciężaróweczki wspomniane przez posłankę wyglądają tak:
- Ja chodziłem do szkoły, nie mówiło się o pedofilii i pedofilii nie było. Nie było edukacji seksualnej, a ja mam ósemkę dzieci - mówi Korwin-Mikke. Jest to tak nielogiczne stwierdzenie, że trudno je jakoś skomentować.
Oho, na mównicę zmierza Janusz Korwin-Mikke, autor określenia, że "zawsze się trochę gwałci".
Wicemarszałek Małgorzata Gosiewska pędzi. Ewidentnie pomysł PiS jest taki, żeby szybko rozprawić się z projektami obywatelskimi. Dyskusja nad tym projektem jest już na półmetku, a zgodnie z harmonogramem powinna się zacząć dopiero za trzy minuty.
Urszula Augustyn pyta wnioskodawcę, czy czytał uzasadnienie swojej własnej ustawy, bo przekonywał, że projekt nie dotyczy edukacji seksualnej, a całe uzasadnienie jest właśnie o niej.
Oczywiście Konfederacja opowiada się za dalszymi pracami nad ustawą. I to tyle jeśli chodzi o stanowiska klubu, przechodzimy do pytań.
Jakby mało było Konfederatów, na mównicę wychodzi Grzegorz Braun, który rzecz jasna zaczyna od "Szczęść Boże" i dodaje "nic dodać, nic ująć", więc nie wiem, po co zabiera głos.
Poseł Konfederacji absolutnie niezgodnie z wiedzą naukową przekonuje, że edukacja seksualna (tym razem jako "eksperyment ideologiczny") doprowadza m.in. do wielu wczesnych ciąż. Jest dokładnie odwrotnie, panie pośle.
Z Konfederacji poseł Krzysztof Tuduj - jak można się domyślać - peroruje o tym, czy Polska pozostanie chrześcijańskim krajem, czy też wessie ją barbarzyński zachód. Poseł nie używa określenia "edukacja seksualna", a "seks-deprawacja".
Paszyk podkreśla, że reprezentuje konserwatywne środowisko, które promuje "tradycyjną rodzinę", ale jednocześnie uważa, że niemal całkowity zakaz mówienia o obcowaniu płciowym jest niesłuszny, bo to nie znaczy, że problemy znikną. Posła momentami trudno zrozumieć, bo wstydzi się trochę mówić o seksie i woli używać np. określenia "o tym".
Krzysztof Paszyk z PSL-Kukiz'15: Jeśli nawet niektóre środowiska próbują wykorzystywać (...) edukację seksualną, by promować własne idee - zgodzę się, że nie zawsze słuszne i pożądane - to nie można skreślać czegoś, co się edukacją seksualną nazywa.
Paulina Matysiak przypomina, że w ustawie jest mowa o małoletnich, a więc osobach poniżej 18 roku życia - edukowanie o seksie i zdrowiu seksualnych niemal pełnoletnich nastolatków, będzie traktowane jak pedofilia. Chociaż w polskim prawie za pedofilie uznaje się współżycie z osobą poniżej 15 roku życia.
Lewica rzecz jasna wnosi o odrzucenie projektu.
- Wyzywanie marszałka sejmu i innych posłów (...) jest niedopuszczalne. Będę wnioskowała o ukaranie pani - wykrzykuje Elżbieta Witek.
- Jakim trzeba być draniem, żeby w takim momencie, gdy Polacy walczą z epidemią (...) wprowadzać pod obrady projekty uderzające w prawa człowieka, panie Kaczyński i pani Witek - mówi Joanna Scheuring-Wielgus. I wywołuje niemały gniew marszałkini Witek.
Obrady Sejmu można śledzić na YouTubie:
- To jest projekt ustawy, który sprzyja pedofilom, chorobom wenerycznym, sprzyja gwałtom - mówi z kolei Monika Rosa i dodaje, że projekt "ma głównie podłoże homofobiczne i antykobiece".
Rosa przypomina też stanowisko Polskiego Towarzystwo Seksuologicznego, które wyjaśnia, że edukacja seksualna m.in. opóźnia inicjację seksualną. PTS wydało też stanowisko na temat tego projektu, które można przeczytać tutaj >>>
- Skąd dzieci mają wiedzieć, co to jest zły dotyk i gdzie zaczyna się przestępstwo? Skąd mają wiedzieć, jak uchronić się przed niechcianą ciążą? - pyta Wielichowska i składa w imieniu klubu wniosek o odrzucenie projektu.
Monika Wielichowska z PO zwraca się do młodych ludzi i przypomina, że projekt pod płaszczykiem walki z pedofilią ma na celu zakaz edukacji seksualnej.
O ukrytej agendzie aktywistów z fundacji Pro - prawo do życia, pisałam już przed niemal rokiem:
Ukryta agenda akcji Stop pedofilii. Aktywiści chcą zakazać "promocji homoseksualizmu i masturbacji"
Trwa zbiórka podpisów pod ustawą Stop pedofilii. Organizacja przedstawiająca się jako broniąca dzieci przed wykorzystywaniem mobilizuje obecnie wszystkie siły do walki. Cel akcji jest jednak zgoła inny - aktywiści chcą całkowicie zakazać edukacji seksualnej, a winą za pedofilię obarczyć osoby homoseksualne.
Przemysław Czarnek z PiS przedstawia stanowisko swojego klubu. PiS opowiada się za skierowaniem projektu do komisji. - Projekt zasługuje na uznanie i dalsze prace w komisji - mówi Czarnek.
Dzień dobry!
Przenosimy się do Sejmu, gdzie posłowie mocno przyspieszyli pracę i już trwa debata nad projektem "Stop pedofilii".