Le¿y we mnie martwy anio³ - reporta¿ o Tomaszu Beksiñskim

Po ¶mierci ¿ony Zdzis³aw Beksiñski nie wspina³ siê ju¿ na dach s±siedniego wie¿owca, by przez lornetkê ogl±daæ okna syna. Syn - dziennikarz radiowej Trójki i t³umacz Jamesa Bonda - pope³ni³ samobójstwo
1.

Jest noc. Pierwsze minuty grudniowej niedzieli, gra radio. Wszyscy znamy tê muzykê z najpiêkniejszego melodramatu: p³yta niewielkiego lotniska, skrzyd³o samolotu, mg³a, ³zy, ona i on, po¿egnanie na zawsze. - Wskazówki nieub³aganie odmierzaj± czas - s³yszymy ciep³y g³os z radia. - Do umownego koñca stulecia, i tysi±clecia, pozosta³y niespe³na trzy tygodnie. Za tydzieñ program poprowadzi Piotr Kosiñski, za dwa tygodnie mamy ¶wiêta, a za trzy bêdzie ju¿ rok 2000. Czy zdaj± sobie pañstwo sprawê, ¿e dzi¶ spotykamy siê po raz ostatni w latach dziewiêædziesi±tych dwudziestego stulecia? I w ogóle to byæ mo¿e nasze ostatnie spotkanie. Dzi¶ mo¿e byæ nasza ostatnia noc. Pamiêtaj± pañstwo tê scenê z "Casablanki"? Kiedy w Pary¿u Ingrid Bergman mówi do Bogarta "Poca³uj mnie Rick, poca³uj mnie jakby to by³ ostatni raz". Rêka potr±ca kieliszek, wino rozlewa siê po stole... Spróbujmy prze¿yæ tê scenê przez najbli¿sze cztery godziny w programie trzecim. Dobry wieczór. Wita pañstwa Tomek Beksiñski.

Muzyka gra coraz mocniej i g³o¶niej, narasta.

W studiu przy My¶liwieckiej: Tomasz. Jego historia rzadko toczy³a siê przed mikrofonem. Tylko raz na dwa tygodnie, zawsze w nocy z soboty na niedzielê. Audycje jak teatralne spektakle: dok³adny scenariusz, ¶wietna re¿yseria, gra nastrojów (chcia³oby siê powiedzieæ: gra ¶wiate³), jak najmniej improwizacji. Zawsze trochê grozy, czasem trochê kiczu.

Czêsto, znacznie czê¶ciej, historia dzia³a siê na po³udniowych krañcach miasta, na S³u¿ewie. W krypcie: ciemnej, dusznej i dziwnej. Dojazd wind±, a¿ dziesiêæ piêter w górê, bo to wielkop³ytowy wie¿owiec. Drzwi po prawej stronie: biega³y za nimi szczury, pe³za³y wê¿e, wy³y wilki, fruwa³y nietoperze. Ale nie ka¿dy, kto tam wchodzi³, dostrzega³ demony. Widzia³ je tylko Tomasz, a i to zale¿a³o od dnia. Tutaj mieszka³ przy wiecznie zas³oniêtych oknach. - S³oñce jest zgubne - powtarza³, choæ lubi³ ciep³o. Zim± nie otwiera³ okien, chodzi³ w trykotowej koszulce i dresowych spodniach. Kawaler, czterdzie¶ci jeden lat, czêsto bola³a go g³owa: na zmianê ci¶nienia, na zbyt wczesn± albo zbyt pó¼n± pobudkê, na zbyt wczesny (zbyt pó¼ny) posi³ek. Pi³ du¿o coca-coli, ca³ymi dniami ogl±da³ filmy, zwykle w domu, metr od telewizora. Chodzenie do kina - pisa³ niedawno - oznacza bezpo¶redni kontakt z ho³ot± ¿r±c± popcorn. Filmy to jego praca. Praca, tak s±dzi³, jest jedynym zajêciem, które sensownie wype³nia ¿ycie. Przet³umaczy³ "Draculê" Coppoli i wszystkie odcinki Jamesa Bonda. - Bond sobie radzi w ka¿dej sytuacji - opowiada³. - Podrywa najpiêkniejsze kobiety bez najmniejszego trudu. Ka¿dy mê¿czyzna chcia³by byæ Bondem.

Przed 1 stycznia 2000 r. prasa napisa³a, ¿e Tomasz to "skandalista i ekscentryk". Nieprawda, raczej: kochanek z melodramatu. ¯y³ w ¶wiecie muzyki, filmu, fikcji, mi³o¶ci i nienawi¶ci, absolutnego dobra i absolutnego z³a.

"Opowie¶ci z krypty" - tak zatytu³owa³ cykl swoich felietonów, które ostatnio drukowa³ w miesiêczniku "Tylko Rock". Z krypty na miasto wychodzi³ rzadko i niechêtnie. - Lubiê miasto, ale noc± - mówi³ w wywiadzie telewizyjnym. Przedstawia³ siê niby ¿artem jako postaæ z horroru: wampir, Nosferatu, Dracula.

Dracula: ten, który za ¿ycia utraci³ wielk± mi³o¶æ i wyrzek³ siê Boga, teraz jest ¿ywym trupem. Potêpiony ¶pi w krypcie, b³±ka siê po ziemi tylko noc± i ³aknie ¶wie¿ej kobiecej krwi. Wampir przyjmuje ró¿ne postacie: nietoperza, wilka, mê¿czyzny albo jego cienia. - Bardzo chcia³bym spotkaæ prawdziwego wampira - powtarza³ Tomasz. W jego szafie wisia³a czarno-czerwona peleryna, na pó³ce wampirze k³y zrobione u protetyka.

Muzyka z melodramatu dawno skoñczona. W studiu przy My¶liwieckiej trwa seans grozy: "Dies Irae" zespo³u Devil Doll. Na ok³adce p³yty - wed³ug tego, co opowiada prowadz±cy - widaæ ludzkie zw³oki, czaszki, zakapturzone postacie i rêce wystaj±ce ze ¶cian. Czyli nic nowego.

Wigilia za dwa tygodnie.

2.

W Wigiliê po po³udniu do Zdzis³awa Beksiñskiego dzwoni przyjació³ka syna. Sk³ada mu ¶wi±teczne ¿yczenia i przechodzi do rzeczy: - Rozmawia³am z Tomkiem. Proszê tam pój¶æ. To chyba dzisiaj.

Zdzis³aw Beksiñski wstaje sprzed komputera (teraz czê¶ciej tworzy na komputerze ni¿ pêdzlem) i siêga po doniczkê pe³n± ró¿nych drobiazgów. Szuka kluczy do mieszkania syna: zawsze tam by³y, tym razem ich nie ma. Ale wk³ada kurtkê i wychodzi. Tomasz mieszka kilka bloków dalej. Ojciec wje¿d¿a wind± na dziesi±te piêtro. Puka, syn mu nie otwiera. Wraca do siebie. Wigiliê spêdza samotnie. Syn zapowiedzia³, ¿e nie czuje siê najlepiej, jest chory i zmêczony, wiêc przez najbli¿sze dni bêdzie spa³. Teraz ojciec rozmy¶la, czy to mo¿liwe, aby mia³o to staæ siê akurat dzisiaj. Raczej nie. Dzisiaj, zaraz po po³udniu Tomek wpad³ i jak zawsze w pi±tek siêgn±³ po "Gazetê Telewizyjn±". Jak zawsze zakre¶li³ filmy, które ojciec mia³ nagraæ na wideo: te ciebie bêd± interesowa³y, te mnie. Potem wys³a³ maila do Amsterdamu. Zdzis³aw Beksiñski w³a¶nie go znajduje w swoim komputerze: Tomasz zamówi³ p³yty. Po co mia³by je zamawiaæ, gdyby to mia³o siê staæ akurat dzisiaj?

Bo¿e Narodzenie, rano. Przyjaciele przez telefon radz± ojcu: - Id¼ i wywal drzwi. Zdzis³aw Beksiñski jeszcze raz siêga po doniczkê pe³n± ró¿nych drobiazgów i znajduje klucze.

3.

Zdzis³aw Beksiñski, mi³y pan, prêdzej lekarz z wygl±du ni¿ artysta. Nie widaæ, by cierpia³: - Jestem ch³odny na zewn±trz. Tak mnie wychowano. Tomek by³ inny. Rozmazywa³ siê, choæ by³ doros³y.

Gdy Tomasz mia³ kilka lat - rzadko p³aka³. Kiedy co¶ go wkurzy³o, zwykle bra³ sto³ek, szed³ do ogrodu i na piêæ godzin znika³ w pergoli szczelnie obro¶niêtej pn±czem: - Zamyka³ siê przed ¶wiatem - mówi ojciec. - ¦wiat dooko³a mu nie odpowiada³. Chcia³ zostaæ kanalarzem, ¿yæ pod ziemi±.

Potem siê zmieni³o: czêsto wpada³ w furiê, t³uk³ przedmioty. Mia³ sze¶æ lat, gdy dosta³ od ojca pieni±dze na plastikowe misie. Sprzedawano je w najbli¿szym kiosku, po z³otówce za sztukê. Kupi³ ich ca³y worek. - Kiedy siê w¶ciekasz - us³ysza³ w domu - bierz m³otek i t³ucz misia.

- Ja - mówi teraz ojciec - dostrzega³em w sobie sk³onno¶ci sadomasochistyczne. Nigdy nie da³em Tomkowi nawet klapsa. Nie chcia³em, by sprawi³o mi to jak±kolwiek przyjemno¶æ. Kiedy co¶ nabroi³, za karê najwy¿ej nie jad³ obiadu.

Zdzis³aw Beksiñski przyznaje: - Ja w ogóle go nie dotyka³em. Raczej ¿ona. Ja chcia³em mieæ kumpla, a on d³ugo by³ ma³ym ¶lini±cym siê pulpetem. Nie przytula³em go, nie potrafi³em. Pó¼niej oskar¿a³em siê o brak ojcowskiego instynktu.

- Ojciec brzydzi³ siê mnie - Tomasz powiedzia³ o tym swojej przyjació³ce ca³kiem niedawno.

Kiedy podrós³, hodowa³ papu¿ki faliste. Ojciec s±dzi³, ¿e ptaki w klatce nie rozwijaj± intelektualnie, wiêc kupi³ magnetofon, ta¶my z muzyk± pop i kursem jêzyka angielskiego. - S³uchaj tego - powiedzia³ do syna. Synowi siê spodoba³o, choæ zwykle nie wykonywa³ ¿adnych poleceñ rodziców: nie poszed³ po chleb, nie wyrzuci³ ¶mieci. Gdy by³ ju¿ doros³y, to on wydawa³ ojcu dyspozycje. Na przyk³ad: - Nadaj mi ten list na poczcie, ja nie bêdê sta³ w ¿adnej kolejce.

Lubi³ rz±dziæ. W dzieciñstwie koledzy z podwórka i siostry (tak nazywa³ kole¿anki) grali role Indian i kowbojów w opowie¶ciach przez niego wymy¶lonych. On ich fotografowa³, a potem z wywo³anych zdjêæ uk³ada³ komiksy. Z czasem koledzy nie chcieli ju¿ wykonywaæ poleceñ apodyktycznego re¿ysera, doro¶leli. A i scenariusze Tomasza coraz czê¶ciej by³y nie z tego ¶wiata. - Rodzice przyszli z kina - wspomina³ niedawno tamten czas. - Opowiadali o filmie, w którym roi³o siê od nieboszczyków dopiero co wykopanych z grobów.

Ojciec opowiada³, co na ekranie dzia³o siê dalej: by³ tam jaki¶ mroczny zamek, jaka¶ kobieta wcieli³a siê w kota, jaki¶ facet chcia³ kota udusiæ. Zwierzê wydrapa³o mu oczy, przewróci³o ¶wieczniki, zamek p³on±³. - O rany! Jakie to fajne! - ucieszy³ siê Tomek.

- Zaczê³y mi biegaæ przyjemne dreszcze po krzy¿u - ostatnio dok³adnie przypomnia³ sobie tamte emocje.

Potem, a mo¿e wcze¶niej ma³y Tomek przyniós³ do pracowni ojca ksi±¿eczkê o skrzydlatym potworze. Na kolorowej ilustracji widaæ by³o, jaki jest straszny: d³ugi i gruby dziób, ogromne zêby, potê¿ne pazury i przeszywaj±ce spojrzenie. - Namaluj mi go! Namaluj - zawo³a³ ch³opiec. Artysta wzi±³ du¿± deskê, pêdzle, jaskrawe farby i spe³ni³ pro¶bê dziecka. - Ten obraz by³ dla niego magiczny, to pocz±tek wszystkiego - mówi dzisiaj Zdzis³aw Beksiñski. Tomek od razu zaniós³ mokr± deskê do swojego pokoju. Ale nigdy obrazka nie powiesi³, postawi³ tylko pod ¶cian±. Co wieczór (przez wiele lat, a¿ do wyjazdu na studia), nim zgasi³ ¶wiat³o, obraca³ potwora dziobem do ¶ciany.

Mia³ jedena¶cie, mo¿e dwana¶cie lat, gdy w kinie zobaczy³ "Kobietê wê¿a". Bohaterka - d³ugow³osa bladolica brunetka - zmienia³a siê w wê¿a, który k±sa³ na ¶mieræ. Ja zawsze lubi³em siê baæ - napisa³ w krypcie. - Od tamtej pory - powiedzia³ w wywiadzie - mam sympatiê do brunetek, do wampirów, do gryzienia w szyjê.

Kiedy by³ nastolatkiem, gryz³ naprawdê. W kark. Zwykle krewnych, którzy odwiedzali Beksiñskich. K±sa³ z zaskoczenia, najlepiej wtedy, kiedy go¶æ przy stole pi³ gor±c± herbatê. Ojciec denerwowa³ siê na to, matka nazywa³a syna najlepszym aktorem.



Mózg nastolatka podatny jest na wszelkie wp³ywy - pisa³ w krypcie z okazji swej czterdziestki. - Krzy¿e muzyków Black Sabbath w kontek¶cie tytu³ów ich utworów (Black Sabbath, Children Of The Grave czy Electric Funeral) wydawa³y mi siê ¶wiêtokradczo intryguj±ce. Mia³ piêtna¶cie, mo¿e siedemna¶cie lat, gdy w starym piecyku odkrêci³ gaz i najad³ siê proszków na sen. Znalaz³ go ojciec. Mia³ osiemna¶cie, kiedy w lokalnej drukarni zamówi³ klepsydry ze swoim imieniem, nazwiskiem, dat± ¶mierci i pogrzebu. Rozwiesi³ je w ca³ym miasteczku i patrzy³, co siê dzieje: do domu przysz³a szkolna delegacja, by z³o¿yæ kondolencje; do ojca, nieobecnego akurat w Sanoku, pos³ano telegram z tragiczn± wiadomo¶ci±; drukarnia mia³a k³opoty z milicj±. Tomasz by³ zachwycony. Dziwi³ siê tylko, ¿e nikogo jego ¿art nie rozbawi³. Byæ mo¿e w³a¶nie wtedy zauwa¿y³ to, o czym w doros³ym ¿yciu mówi³ wielokrotnie: - Ludzi bawi± zwykle zupe³nie inne sytuacje, inne kawa³y, inne ¿arty. Co¶, co wed³ug mnie jest nudne i wcale nie¶mieszne.

Lubi³ humor z Lataj±cego Cyrku Monthy Pythona. T³umaczy³ go na polski.

4.

Bo¿e Narodzenie 1999: Zdzis³aw Beksiñski widzi syna i czuje ulgê. Tyle lat z ¿on± czekali w strachu, a¿ to siê wreszcie wydarzy. - Id¼ do niego - mówi³a, kiedy nachodzi³ j± dziwny niepokój. - Znowu mnie kurwa sprawdzacie! - krzycza³ Tomasz, gdy nakry³ ojca przed drzwiami swej krypty. - Bywa³ potworem - mówi ojciec. - Potrafi³ do³o¿yæ i mnie, i matce. Cierpia³a przez brak synowskiej czu³o¶ci. Traktowa³ j± jak szefow± kuchni. Jak sprz±taczkê, praczkê jak±¶. No, chyba ¿e mia³ kobietê. Wtedy i dla matki by³ czu³y.

Zofia Beksiñska (cicha, spokojna ¿ona) troszczy³a siê o syna, tak¿e wtedy, gdy dorós³. Kiedy pod koniec lat siedemdziesi±tych z Sanoka sprowadzili siê do Warszawy, Tomasz przyjecha³ za nimi z Katowic, gdzie od niedawna studiowa³ anglistykê (nigdy jej nie skoñczy³). Oni zamieszkali w jednym wie¿owcu, on w innym - niedaleko. Nigdy nie rozstali siê tak, jak zwykle dzieci rozstaj± siê z rodzicami. Kiedy czasem syn wyje¿d¿a³, matka bieg³a do jego mieszkania: pra³a firanki, wyciera³a kurze, pastowa³a pod³ogi. On wraca³ i krzycza³: - Do¶æ niañczenia!

Kiedy matkê nachodzi³ dziwny niepokój, ojciec bra³ z pó³ki lornetkê i wdrapywa³ siê na dach którego¶ z s±siednich wie¿owców (ze swych okien nie widzieli mieszkania syna). Z dachu obserwowa³ zas³oniête okna krypty. Czy pali siê ¶wiat³o.

W zeszycie formatu A4 dwudziestoletni Tomasz prowadzi³ zapiski. Notowa³ flamastrami ró¿nego koloru. Czerwonym: Nie powiniene¶ by³ siê urodziæ, dlaczego nie umar³e¶ dwadzie¶cia lat temu?

Zielonym: We mnie le¿y martwy anio³, jedynie diabe³ zna moje my¶li.

Niebieskim: Wie, ¿e jestem w jej niewoli. Wie, ¿e mój pokój to moja krypta. Klepsydra wisi na drzwiach.

Fioletowym: Tak! Ta nico¶æ mnie poci±ga. Starych biorê pod uwagê. Jestem ¶winia, dokuczam starym.

Zachodzi³ do nich codziennie. Co kilka dni przynosi³ matce brudne ciuchy do prania, codziennie jad³ tam obiad. Ale rzadko z nimi. Oni jedli oko³o po³udnia, on wtedy dopiero siê budzi³. Zanim przyszed³ - by³a druga. Dostawa³ odgrzewane. Zjada³ i wychodzi³.

Niebieskim: Hodowanie (wychowanie) mamy. W mamach te¿ widzê cz³owieka!

Czerwonym: Jestem królem samotno¶ci. Moje królestwo potrzebuje królowej.

Czarnym: Próby samobójcze. Podrêczniki do ciupciania - usuniêcie z domu (paranoja). Dobrze rozegrana batalia ze starymi. Szanta¿ - ¿e lektor umrze etc. Sytuacja nie jest we-so³a. Kurwa lepiej trochê przeczekaæ.

Mia³ dwadzie¶cia jeden lat, gdy raz przybieg³ ca³y zakrwawiony i krzycza³ do matki: - Wybuch! Tam by³ wybuch! Tam siê pali! Odkrêci³em gaz!

Zdzis³aw Beksiñski zawióz³ syna najpierw na chirurgiê (tam go pozszywali), pó¼niej na psychiatriê (tam zosta³ na jaki¶ czas). Na oddziale nerwic pozna³ Irenê (imiê zmienione). Irena: sporo starsza od niego, wcze¶niej topi³a siê z nieszczê¶liwej mi³o¶ci, mia³a dorastaj±c± córkê, pisa³a kiepskie wiersze. Zamieszkali ca³± trójk± w jego krypcie, po wybuchu ju¿ odremontowanej. Tomasz wymy¶li³ sobie, ¿e bêdzie ojcem dla dziewczynki. Chcia³ chodziæ na wywiadówki. Irena przedstawia³a go znajomym poetom: - To syn Zdzis³awa Beksiñskiego.

Nienawidzi³ tego.

Zielonym: Przeczekanie, kurwa, ¶rodki nasenne.

Wspólne ¿ycie z Iren± trwa³o mo¿e ze trzy tygodnie. Tomasz przybieg³ do rodziców i bezradnie krzycza³ od drzwi: - Zamknê³a siê w ³azience! Nie odzywa siê! Nie otwiera!

Zofia Beksiñska posz³a tam sama. Przekona³a Irenê, by wysz³a.

Czarnym: ¦mieræ jest królow±.

5.

Zdzis³aw Beksiñski ze ¶cian krypty zdejmuje swoje obrazy. - Mój ojciec jest weso³y - mówi³ Tomasz. - Ja jestem bardziej ponury, mo¿e dlatego, ¿e siê na tych obrazach wychowa³em.

Kiedy Tomek mia³ osiem lat, ojciec narysowa³ seks postaci z wodog³owiem (piórko, tusz w albumie "Zdzis³aw Beksiñski" wydanym przez Arkady, strona 36). Kiedy Tomek mia³ jedena¶cie lat, ojciec na p³ycie pil¶niowej namalowa³ resztki ³ysej kobiety, rozpadniêt± ¿ylast± piêkno¶æ, któr± zarastaj± glony (tam¿e - str. 49). Kiedy mia³ trzyna¶cie lat, ojciec namalowa³ kaskady otwartych trumien. W trumnach - niektóre s± dwuosobowe - cia³a, szkielety, szcz±tki. Trumny wznosz± siê w górê (osuwaj± siê z góry) a¿ po horyzont, za którym wstaje ¶wit (tam¿e - str. 53). - Czy to mog³o mieæ w jego ¿yciu jakie¶ znaczenie? - pyta artysta. - Nie s±dzê.

M³ody dziennikarz "Literatury" zapyta³ kiedy¶ Zdzis³awa Beksiñskiego, czy ¶mieræ na jego p³ótnach bierze siê z lêku: - Nie wiem - odpowiedzia³ artysta. - ¦wiadomie nie mam zamiaru malowaæ ¶mierci. Gadanie o tañcach ¶mierci, szukanie na moich obrazach czaszek i ko¶ci jest zawracaniem g³owy. Z czego bierze siê to, ¿e ludzie w moich obrazach widz± czaszki i ko¶ci? Mo¿e st±d, ¿e malujê g³owy bez w³osów, ale robiê to dlatego, ¿e wystêpuj± tu pewne problemy techniczne. W³osy maluje siê bardzo ³atwo, ale przy zastosowaniu innej formy k³adzenia farby ni¿ ja stosujê. Dlatego najczê¶ciej malujê g³owy rze¼biarskie. Teraz widzê, ¿e wszyscy ogolili g³owy na zero: Bruce Willis i mój syn, a nawet niektóre ¿eñskie prezenterki MTV, wiêc mo¿e w koñcu czaszki bêd± na tyle powszechnie widoczne, ¿e g³owy namalowane na moich obrazach przestan± byæ postrzegane jak kuriozum.

Tomasz wybra³ kiedy¶ trzyna¶cie obrazów ojca i powiesi³ je w krypcie (teraz zostan± przekazane do muzeum w Sanoku). Nazywa³ je pejza¿ami. Na pejza¿ach ¿adnych tañcz±cych szkieletów, prawie ¿adnych czaszek i ko¶ci. Pierwszy pejza¿ to spienione morze noc±: na ziemisty brzeg woda wyrzuci³a martwego czerwonego ptaka. Ptak ma otwarte zdziwione oczy. Wokó³ niego mnóstwo bli¿ej nieokre¶-lonych ¶mieci, odpady cywilizacji. Na innym obrazie - burym i mrocznym - z wysokiego wzgórza p³ynie cmentarz. B³otna powód¼ bez lito¶ci wyp³ukuje groby, wyrzuca szkielety, resztki szkieletów, pojedyncze ko¶ci. Potê¿na energia, tempo, huk: grobowce niczym wielkie granitowe wanny p³yn± prosto na nas, nic ju¿ ich nie powstrzyma. Ale na kolejnym obrazie (Zdzis³aw Beksiñski w³a¶nie zdejmuje go ze ¶ciany) nie ma ¿adnego ha³asu, ¿adnej energii. Jest cisza i wielka przestrzeñ. Krwawym niebem (¿adnego b³êkitu) leniwie leci balon z napisem "never more". W dole - na topniej±cym ¶niegu, spod którego wyziera ja³owa ziemia - stoj± dwa chude wilki. Z pewno¶ci± s± g³odne. Stoj± bez ruchu, chyba patrz± na odlatuj±cy balon. Nie maj± na kogo polowaæ, zgin±. ¯adnego ¿ycia dooko³a, stworzenia, ro¶liny nawet. Wszystko minê³o: cywilizacji nie ma, ludzi nie ma, grobów nie ma, Boga nie ma. Pusto i zimno a¿ po horyzont. I tylko balon. Kto¶, kto siê nim zabra³, ju¿ nigdy tutaj nie wróci. Never more. Nie chce wróciæ, bo nic nie t³umaczy sensu ¿ycia na ziemi.

6.

- Nigdy wiêcej! - Tomasz zdecydowa³ tak w roku 1985, ju¿ po raz trzeci, mia³ wtedy dwadzie¶cia siedem lat. Kocha³ siê najpierw w piêknej pielêgniarce z prawobrze¿nej Warszawy, a potem w pewnej pannie ze Szczecina, chyba nie ca³kiem szczê¶liwie. Szczegó³ów ojciec ju¿ nie pamiêta, widaæ wtedy nie wydawa³y mu siê wa¿ne. Pamiêta natomiast doskonale tamten dzieñ, kiedy ¿ona znowu poczu³a dziwny niepokój i kaza³a mu i¶æ do syna.

Poszed³, wezwa³ karetkê.

Na intensywnej terapii Tomasz walczy³ raczej o ¶mieræ, nie o ¿ycie. Lekarze obawiali siê, czy ca³y mózg wróci do ¿ycia, czy tylko kawa³ek mózgu. Ojciec mówi³ do zaprzyja¼nionego profesora medycyny: - Samobójstwo nie jest tchórzostwem, ani ucieczk±. Przeciwnie. Kiedy cz³owiekowi ¶wiat wydaje siê piek³em, samobójstwo to akt odwagi i mêstwa. Wiêc skoro Tomek tego dokona³, czy musimy go budziæ?

- Trzeba - odpowiedzia³ profesor.

Tomasz wróci³ do swej krypty. Nied³ugo potem pozna³ Katarzynê (imiê zmienione). Katarzyna mia³a blad± demoniczn± twarz, d³ugie czarne w³osy, zimne zielone oczy i niewiele do powiedzenia. Kobieta w±¿! Odesz³a po kilku miesi±cach, z czym nigdy nie umia³ sobie poradziæ. Nie chcia³ ¿adnej innej, tylko ona mu by³a przeznaczona. Przez kilka nastêpnych lat: ¿adnego krótkiego romansu, flirtu, szybkiego seksu. A¿ trafi³a siê S±siadeczka, tak j± nazywa³, i takie miêdzy nimi by³y relacje: szybki seks i do zobaczenia.

Wreszcie przysz³y wielkie mi³o¶ci: Mariola, Ela, Helena (imiona fikcyjne). Wszystkie jednakowo wampiryczne: bladolice, kruczoczarne i - zdaniem ojca - nie za m±dre. Jedna z czytelniczek - Tomasz pisa³ ostatnio w swej krypcie - zarzuci³a mi, ¿e widzê w kobiecie tylko ty³ek i cycki. To nie jest prawda. Przede wszystkim widzê naczynie interesownej pod³o¶ci.

Wtedy jeszcze chyba tak nie my¶la³, tylko kocha³ je po kolei: do szaleñstwa, na ca³ego. Og³asza³ wszystkim, ¿e jego wybranka jest najpiêkniejsza, najseksowniejsza, najm±drzejsza. Kocha³ tak, jak siê kocha w filmach, w melodramatach: czas mia³ tylko dla ukochanej, codziennie czerwone ró¿e, drogie prezenty, nieustanne poca³unki, najchêtniej w kark. Kiedy¶ pewne dziewczê umotywowa³o mi swoje odej¶cie s³owami "Dawa³e¶ za du¿o". Szkoda, ¿e nie da³em jeszcze kopa w zgrabny ty³eczek na drogê. By³ monogamist±, mówi³ o tym wszystkim dooko³a. Zdrada nie mie¶ci³a mu siê w g³owie. Kiedy odchodzi³a kobieta, on siê ciê¿ko podnosi³. Pojawia³a siê druga, potem trzecia. Która¶ z nich raz nawet do niego zadzwoni³a, a zawsze by³o odwrotnie: on telefonowa³. Natychmiast pobieg³ do ojca, by mu opowiedzieæ o tym niezwykle radosnym zdarzeniu: - Zadzwoni³a! - krzycza³. - Ona do mnie zadzwoni³a!



Ba³ siê byæ sam, pragn±³ wielkiej mi³o¶ci. Mia³a to byæ mi³o¶æ bez ¿adnego planu, strategii, taktyki. Mia³o byæ jak w filmie. Film by³ dowodem, ¿e wielka mi³o¶æ istnieje. Tomasz lubi³ filmy, które ¼le siê koñcz±. Nie zawsze ¶wiadomie pakowa³ siê w uk³ady na trzeciego: z czyj±¶ nie do koñca porzucon± narzeczon± albo ze smutn± bladolic± mê¿atk±. One odchodzi³y, potem wraca³y. Odk±d obejrza³em w dzieciñstwie "Kobietê wê¿a", mia³em w±tpliw± przyjemno¶æ spotykaæ na swojej drodze wszelkiej ma¶ci femme fatale, ¿eruj±ce na moich uczuciach i przede wszystkim na portfelu. Mój znajomy twierdzi wprawdzie, ¿e zwracam uwagê wy³acznie na tak zwany "typ kurewski", nie zgadzam siê jednak, ¿e uroda ¶wiadczy o charakterze. Kiedy co¶ siê zaczyna³o uk³adaæ na powa¿nie (z trzeci± albo pi±t± kobiet± - nikt ju¿ nie pamiêta dok³adnie) do drzwi krypty zapuka³a Katarzyna - wielka mi³o¶æ sprzed lat. Humanoidy rodzaju ¿eñskiego uwa¿aj± po prostu, ¿e ich p³eæ daje im prawo deptania mê¿czyzn okazuj±cych im uczucia. Wbrew utartym opiniom, to nie mê¿czy¼ni znêcaj± siê nad kobietami, ale odwrotnie! A nie ma nic gorszego od sadyzmu psychicznego. Biada tym, którzy twierdz±, ¿e kobieta jest najlepszym przyjacielem cz³owieka. Lepiej nie przyznaæ siê do uczucia, bo zacznie traktowaæ cz³owieka jak szmatê, a potem zostawi. I tak by³o: Katarzyna pomieszka³a przez chwilê, posz³a i opowiada³a znajomym: - Chcia³am, naprawdê chcia³am. Ale nie mog³am siê prze³amaæ.

Wiemy to wszystko od dwóch przyjació³ek Tomasza. Nazywa³ je siostrami, jak przed laty kole¿anki z podwórka w Sanoku. Siostry - wed³ug doros³ego Tomasza - to te, z którymi nie uprawia siê seksu, tylko siê z nimi przyja¼ni. To znaczy: rozmawia, p³acze do s³uchawki.

S± piosenkarkami, maj± (lub mia³y) mê¿a, urodzi³y dzieci i wiele wiedz± o Tomaszu. Mówi± otwartym tekstem. S± przekonane, ¿e Tomasz chcia³by, by powa¿na gazeta zamie¶ci³a o nim du¿e story.

- On poniek±d by³ kobiet± - mówi pierwsza z sióstr. - Przyznawa³ siê otwarcie do emocji. Rzadko który mê¿czyzna tak ma.

- By³ du¿ym wra¿liwym ch³opcem - mówi druga. - Z³o¶ci³ siê jak dziecko, tupa³ nog±, t³uk³ przedmioty. £atwo go by³o zraniæ.

Lubi³ opowiadaæ siostrom o swoich uczuciach: chcia³by po³o¿yæ g³owê na czyich¶ kolanach i daæ siê g³askaæ. - Ale wszystkim dooko³a pokazywa³, ¿e niczego takiego nie chce - mówi siostra. - ¯adnego dotyku, zero blisko¶ci, sztywna rêka na powitanie.

Lubi³ z u¶miechem opowiadaæ o seksualnych fantazjach: chcia³by siê kochaæ w trumnie, z wampirzyc±, która sku³aby go kajdankami i ssa³a z niego krew. Powoli, delikatnie, do koñca.

O samobójstwie: kiedy¶ w koñcu to zrobi. Zapowiada³, ¿e daje sobie czas do koñca stulecia: albo znajdzie kobietê albo odejdzie na zawsze. Temat ¶mierci pojawia³ siê w ich rozmowach tak czêsto, ¿e nie traktowa³y ju¿ tego powa¿nie. Nie wierzy³y, ¿e to siê stanie. Nikt nie wierzy³, bo Tomasz ba³ siê ¶mierci.

Kiedy¶ (1988 r.) lecia³ z Warszawy do Rzeszowa. Antonow spad³ na pola pod £añcutem. Zginê³a jedna osoba. Tomasz nigdy pó¼niej nie wsiad³ do samolotu. W krypcie, na drzwiach ma³ego pokoju, powiesi³ kilka wycinków prasowych na ten temat. Nigdy ich nie zdj±³.

W telewizyjnym talk-show opowiada³: - Kiedy by³em w psychicznym dole, wiele razy mówi³em o tym ludziom, ale oni mnie nie rozumieli. Masz mieszkanie, ¶wietn± pracê, masz pieni±dze.

Jedna z sióstr mówi³a inaczej: - Poczekaj! Musisz mieæ dziecko, poznaæ mi³o¶æ do dziecka. Dziecko wszystko odmienia.



Czasami wierzy³, ¿e tak siê stanie. I wymy¶li³, jak to ¿ycie bêdzie wygl±daæ: razem z ukochan± ca³ymi dniami bêd± w krypcie ogl±daæ filmy. Nie bêd± wychodziæ na ¶wiat, na ¶wiat³o, do ludzi. Ale nie wyobra¿a³ sobie, by kobieta grzeba³a w jego kasetach albo wchodzi³a do ³azienki, kiedy on tam siê myje. Kupi³ wiêc dla niej mieszkanie na tym samym piêtrze. Wyremontowa³ je, umeblowa³. Krypta mia³a zostaæ dla niego. Kobieta mog³aby do niej przychodziæ jak go¶æ, nie jak gospodyni. Mieli siê spotykaæ w krypcie przed jego wielkim telewizorem i w nowym mieszkaniu, w ³o¿ku.

Takie by³y plany, czeka³ na ich realizacjê. Nie wolno kupiæ drugiego mieszkania i przypadkiem siê z tym zdradziæ. G³ówki od razu zaczn± kipieæ od pomys³ów. "Powiniene¶ je wynaj±æ". "Moi znajomi szukaj± mieszkania". "Jak wynajmiesz, to zwróci ci siê za czynsz". "A mo¿e by¶ tam wpu¶ci³ kolegê?" I tak dalej. Nie wolno sobie znale¼æ dziewczyny, bo jurny przyjaciel bêdzie dr±¿y³ temat: "Nie rozstajecie siê przypadkiem? Bo mam na ni± ochotê". Natomiast innych zaciekawi, czy zamierzasz siê o¿eniæ i kiedy bêd± siê mogli na¿reæ i nachlaæ na twoim weselu, na twój koszt, of course. Nietrudno przewidzieæ, co nast±pi ju¿ po owym weselu. Wszyscy zaczn± wypytywaæ o potomstwo, tak jakby to by³ ich zasrany interes.

Wreszcie j± znalaz³, tak mu siê przynajmniej wydawa³o. Nazywa³ j± Nadkobiet±. By³a piêkna, mia³a du¿y jêdrny biust, tytu³ doktora na uniwersytecie i lubi³a seks, jaki on lu- bi³. Niektóre panny pytaj± listownie, po co mi kajdanki i czarna maska? Odpowiem w stylu K.I. Ga³czyñskiego: za³±cz do listu swoje zdjêcie "od pasa i do pasa", a wówczas wraz z moj± Nadkobiet± - yes! yes! istnieje taka - mo¿e pozwolimy Ci siê przekonaæ.

Znowu by³ mi³y dla matki. Matka by³a szczê¶liwa. Nied³ugo, bo zachorowa³a i umar³a. Swoim siostrom powiedzia³ wtedy, ¿e mu jest ¿al, bo nigdy nie pokaza³ mamie, jak naprawdê j± kocha.

Nadkobieta nie chcia³a ca³ymi dniami ogl±daæ z nim filmów. Nie zrozumia³a oczekiwañ Tomasza. Odesz³a z jego przyjacielem. Wpu¶cisz do domu kumpla, to najpierw zacznie ¿erowaæ na twojej kolekcji filmów, a potem ukradnie narzeczon±. ¯yjemy w d¿ungli. Nikomu nie wolno ufaæ. - Normalny facet - mówi jedna z sióstr - powiedzia³by do niej: spierdalaj, pieprz siê. Ale nie Tomek. Tomek zacz±³ siê zastanawiaæ, czy jest jeszcze mê¿czyzn±. Czu³ siê upokorzony, niepotrzebny. Nie wystarcz± sztuczne cycki, tytu³ naukowy na uniwersytecie i koszulka z napisem "I'm not a piece of ass, I'm a doctor".

Wierzy³, ¿e Nadkobieta wróci. Napisa³ scenariusz krótkiego filmu, w którym jego nielojalny przyjaciel ginie w zamachu bombowym, zostawiaj±c Nadkobietê w spokoju.

7.

W sierpniu 1999 roku Tomasz zapowiedzia³ w li¶cie do ojca: wkrótce to siê wydarzy. Doda³, ¿e zawsze chcia³ z nim porozmawiaæ naprawdê, ale ¶ciska³o mu gard³o. - I ja ba³em siê pytaæ - mówi dzisiaj Zdzis³aw Beksiñski. - Zawsze rozmawiali¶my o filmach, o muzyce, ale o prawdziwym ¿yciu nigdy. On zawsze patrzy³ na mnie jak na gówno w hamburgerze.

Od ¶mierci ¿ony Zdzis³aw Beksiñski nie wspina³ siê na dach s±siedniego wie¿owca, by przez lornetkê ogl±daæ okna syna. - Uzna³em jego argumenty. On siê tu mêczy³ ju¿ czterdzie¶ci lat.

Ale w li¶cie poprosi³ syna, by tego nie robi³: jestem stary, opiekuj siê mn± - napisa³, choæ wcale takiej opieki nie oczekiwa³.

Pó¼n± jesieni± Tomasz, jak co miesi±c, poprosi³ ojca, by do "Opowie¶ci z krypty" przygotowa³ mu odpowiedni collage drukowany pó¼niej w "Tylko Rock" jako ilustracja tekstu. Tym razem syn wymy¶li³, by jego sylwetkê sfotografowan± z ty³u postawiæ na do³o¿onym z komputera tle, najlepiej na tle s³oñca: - Niech odchodzê jak szeryf - powiedzia³.

Ojciec przeczyta³ felieton.

Opowie¶ci z krypty przesta³y byæ zabawne. Wiem. Jednak ¿yj±c w trupiarni, trudno byæ równie radosnym jak Ziutek S³oneczko na plakacie pt. "Poranek naszej ojczyzny" (vide "Piêkni dwudziestoletni" Marka H³asko). Cz³owiek wychodzi na miasto i co widzi? Plakaty do filmu "Carrie 2". To siê nazywa artystyczna nekrofilia. Gnu¶nych hollywoodzkich kretynów nie staæ ju¿ na wymy¶-lenie niczego nowego. Tylko patrzeæ, a¿ kto¶ zrobi "Hamleta 2" (bo czemu nie?). Ta durna Ameryka wszystko po¿re, przetrawi i wyrzyga.

Dalej: Tymczasem XX wiek dogorywa nawet nie skoml±c. Nie ma ju¿ rozrywek ani sensu ¿ycia. Skoñczy³o siê kino (filmy durne i wtórne, publiczno¶æ chamska i niena¿arta). W dodatku nastêpny Bond ma byæ podobno Murzynem! Skoñczy³a siê muzyka (³omoty, zgrzyty, be³kot).

I dalej: Najbardziej ze wszystkiego brzydzi mnie hipokryzja i zak³amanie. Wolê us³yszeæ od kobiety brutalne "Odpieprz siê" ni¿ pokrêtne teksty w rodzaju "Kochanie, mo¿e by¶ tak sprawdzi³, czy ciê nie ma w drugim pokoju i zosta³ tam, bo pokój nie lubi byæ pusty".

Na koniec powody, dla których warto by³o ¿yæ: "Kruk" Edgara Allana Poe, siedemnasta minuta "Ech" Pink Floyd, James Bond, "Nights in White Satin" The Moody Blues, "Adagio" Albinioniego, "Kobieta w±¿" ("The Reptile") w kwietniu 1970 roku - seans w sanockim kinie San, kiedy po raz pierwszy i ostatni ba³em siê na horrorze. I jeszcze: "O Fortuna" - pierwsza pie¶ñ z "Carmina Burana" Carla Orffa, Clint Eastwood i scena z rondlem w westernie "Joe Kidd", coca-cola i ketchup, "Czas Apokalipsy", "Twin Peaks", rzygaj±cy grubas w "Sensie ¿ycia" wg Monthy Pythona, "Mi³o¶æ w czasach zarazy" Marqueza, wizyta w Domu Kobiety Wê¿a (Oakley Court pod Londynem). Wszystkie te chwile przepadn± w czasie, jak ³zy w deszczu. Pora umieraæ. Tomasz Beksiñski (1958-1999).

Ojciec wrêczy³ synowi dyskietkê z ilustracj±.

Felieton zosta³ wydrukowany.

Tomasz powiedzia³ do jednej z sióstr: - Teraz by³oby g³upio siê wycofaæ.

- Wysoko lata³ - mówi siostra. - Za wysoko i siê nie zorientowa³.

8.

Wigilia 1999. Po telefonie od przyjació³ki syna Zdzis³aw Beksiñski rozmy¶la, czy to mo¿liwe, aby mia³o to staæ siê akurat dzisiaj. Raczej nie. Dzisiaj, zaraz po po³udniu Tomek wpad³ tutaj i jak zawsze w pi±tek siêgn±³ po "Gazetê Telewizyjn±".

Tu¿ przed drug± wys³a³ maila do swojego przyjaciela, który mieszka w Krakowie. (Pisa³ du¿o o Nadkobiecie. Pod koniec doda³: Zrób dla mnie jedn± rzecz. Powiedz wszystkim, ¿e po prostu nie widzia³em siebie w XXI wieku i czu³em, ¿e urodzi³em siê 100 lat za pó¼no, wiêc po prostu postanowi³em wyrównaæ rachunki. To dziwne, ale naprawdê czujê, jakby nie by³o jutra. Tak jakby droga tutaj siê koñczy³a. Bojê siê, bardzo siê bojê).

Napisa³ tak¿e list do ojca. Zdzis³aw Beksiñski znalaz³ te s³owa nazajutrz: Nie wiem jak zacz±æ. Od przeprosin nie wypada, bo zabrzmia³oby to idiotycznie. Choæ w³a¶ciwie chcê Ciê przeprosiæ za wszystko. A ju¿ w szczególno¶ci za swój parszywy egoizm i brak zrozumienia dla Ciebie. Twój list z sierpnia wisi w tej chwili nad moim sumieniem jak topór... ale niestety, jestem zbyt s³aby, aby poradziæ sobie z nim i ze sob±.

Nie jestem niczyj± maskotk±, ani w³asno¶ci±, ani klownem. Dlatego naprawdê nie czujê siê do koñca odpowiedzialny za nikogo. Musisz zrozumieæ, ¿e moje ¿ycie jest MOIM ¿yciem i tylko ja mam prawo zdecydowaæ, czy chcê je kontynuowaæ.

Nie bêdê te¿ w dalszym ci±gu mesjaszem dla durnych radios³uchaczy, ani autorytetem dla telewidzów i czytelników. Ja ju¿ jestem martwy, Tato. To, co zrobiê i do czego przygotowujê siê spokojnie od paru miesiêcy, bêdzie tylko postawieniem kropki nad i.

Nie szukaj w koszu ani w zsypie opakowañ po lekach. Wszystkie dawno wyrzuci³em, ¿eby¶cie nie wiedzieli (Ty i "dobrzy" doktorzy), czego siê najad³em. ¯ywiê g³êbok± nadziejê, ¿e ju¿ siê nie zbudzê. Wierzê, ¿e nie ma ¿ycia po ¶mierci. Wierzê, ¿e to naprawdê koniec. Tego w³a¶nie pragnê. Tomek.

Wydrukowa³ list, wy³±czy³ komputer, wsta³ i poszed³ do siebie.





Korzysta³em z wywiadu Remigiusza Grzeli ze Zdzis³awem Beksiñskim ("Literatura" nr 6/97). Niektóre wypowi