Młodzi są problematyczni. Działają niesztampowo, trudno przewidzieć, co zrobią, a jeszcze trudniej włożyć ich do jednej „szufladki”, zamknąć ją i mieć spokój. Przede wszystkim jednak są niesterowalni – robią to, co uważają za słuszne i nie przejmują się tym, że ktoś czegoś od nich oczekuje. Wszystko to znalazło potwierdzenie na początku lipca, gdy decydowały się losy Sądu Najwyższego.
Po zeszłorocznym sukcesie ogólnopolskich protestów w obronie sądów opozycja – na czele z KOD-em i Obywatelami RP – spodziewała się, że wygaszeniu kadencji 27 sędziów SN sprzeciwią się takie same tłumy w takiej samej liczbie miast i miasteczek co przed dwunastoma miesiącami.
Kiedy okazało się, że tłumów nie ma, rozpoczęło się szukanie winnych. Nie trwało to długo. Oskarżono, osądzono i skazano młodych, bo faktycznie tego lata w obronie sądów wyszło ich na ulice bez porównania mniej niż w lipcu 2017 roku. Nie trzeba było długo czekać na złośliwości, że woleli mundial i Open'era niż walkę o demokrację
Tyle że nic nie dzieje się bez przyczyny i zamiast odsądzać młode pokolenie od czci i wiary, jak to miało miejsce choćby wtedy, gdy nie włączyli się masowo w obronę Trybunału Konstytucyjnego, warto zagłębić się w problem. O tym, dlaczego tego lata młodzi nie wylegli na ulice polskich miast w proteście przeciwko przygotowanej przez Prawo i Sprawiedliwość tzw. reformie sądownictwa porozmawialiśmy z socjologami, politologami i działaczami społecznymi. Z ich relacji wyłania się długa lista powodów, która powstrzymała młodych Polaków przed zaangażowaniem się w politykę.
1. Sprint, nie maraton
Młodzi działają zrywami – to pierwszy wniosek, który usłyszeliśmy od naszych rozmówców. Brak szybkich i widocznych efektów potrafi zniechęcić ich do kontynuacji podjętych działań. W sprawie niezależności polskich sądów nie bez znaczenia mogło być też to, że temat od miesięcy jest jednym z priorytetów Komisji Europejskiej. Brukselscy urzędnicy m.in. uruchomili wobec Polski art. 7. Traktatu o Unii Europejskiej, czyli tzw. opcję atomową wobec krajów członkowskich. To pierwszy taki przypadek w historii Wspólnoty. Już niedługo KE może też zaskarżyć nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Z perspektywy młodych ludzi jest to osiągnięcie założonego celu – uwaga na problem została zwrócona, zajmują się nim stosowne instytucje, dalsze protesty nie są konieczne.
2. Odgrzewany kotlet
Temat tzw. reformy sądownictwa wcale nie zakończył się wraz z podwójnym wetem prezydenta Andrzeja Dudy w końcu lipca minionego roku. W różnym nasileniu i w różnych odsłonach wracał wielokrotnie w trakcie ostatnich dwunastu miesięcy. Fakt, że kwestia sądów była na tapecie przez cały ten czas ma swoje dobre i złe strony. Do pierwszych należy zaliczyć to, że społeczeństwo cały czas miało możliwość śledzenia rozwoju wypadków i ew. reakcji na nie. Z drugiej strony, jedna z podstawowych zasad psychologii społecznej mówi, że im dłużej trwa jakiś proces, tym mniejszą uwagę skupia.
Przekładając to z polskiego na nasze: młodzi nie angażowali się w protesty w takiej liczbie jak przed rokiem, bo temat tych protestów nie był dla nich świeży (a przez to ważny).
3. Liderka abdykowała
Nasi rozmówcy są zgodni – I prezes Sądu Najwyższego nie udźwignęła roli „twarzy” walki o wolne sądy. Nie potrafiła pokazać się jako zwykły obywatel, nie wzbudzała empatii, nie umiała porwać Polaków za sobą do walki o niezależność sądownictwa. Zabrakło pomysłu na to, jak odnaleźć się w nowej roli, chociaż – jak słyszmy – w jej przypadku potencjał był bez porównania większy, niż przy okazji Trybunału Konstytucyjnego i jego prezesa prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Zamiast tego opinia publiczna kojarzy prezes Gersdorf z dwiema mocno niefortunnymi wypowiedziami – o zarobkach sędziów („Nieco lepiej jest w sądach okręgowych, ale za te ok. 10 tys. brutto dobrze żyć można tylko na prowincji”) i o „łańcuchach światła”, które były znakiem rozpoznawczym zeszłorocznych protestów w obronie sądów („Nie chodziłam ze świeczkami, poszłam tam podziękować, a że dostałam od organizatorów świeczkę, to wzięłam tę świeczkę. Było ciemno”).
4. Celebryci w odwrocie
Dlaczego zeszłoroczne protesty okazały się takim sukcesem i przyciągnęły tysiące młodych ludzi, którzy wcześniej nie angażowali się obywatelsko? Bo protestowanie było cool, stało się modą. W gronie znajomych fajnie było pochwalić się, że co wieczór chodzi się walczyć o trójpodział władzy, że bierze się udział w tym dziejowym wydarzeniu. Na protestach można było spotkać influencerów i ikony popkultury. Pogadać z nimi, zrobić sobie zdjęcie. Można się śmiać, że dla dzisiejszych nastolatków i ich nieco starszych kolegów punktem odniesienia jest Kuba Wojewódzki, Anja Rubik, czy Maffashion, ale tak po prostu jest i nie ma co obrażać się na rzeczywistość. Dwanaście miesięcy temu to zrobiło różnicę. Celebryci ochoczo transmitowali i relacjonowali protesty – od Twittera, przez Facebooka i Instagrama, po Snapchata. Teraz tego zabrakło. Zabrakło więc i młodych.
ADRIANNA BOCHENEK
5. Bez przywództwa ani rusz
Zdaniem socjologów, z którymi rozmawialiśmy niższa frekwencja wśród młodych ludzi podczas tegorocznych protestów jest ściśle związana z „sieciowością” zeszłorocznych zgromadzeń. Brak wyraźnego przywództwa i oddolna organizacja kolejnych wydarzeń były wówczas postrzegane jako klucz do sukcesu. Osobom angażującym się w obronę trójpodziału władzy pozwalało to uciec od politycznej agitki i zjednoczyć się we wspólnej sprawie bez obawy, że trafią do worka z etykietą „Platforma” lub „Lewica”.
Jednak kiedy trzeba było utrzymać mobilizację i zaangażowanie przez znacznie dłuższy czas, rozproszenie odpowiedzialności i brak wyrazistych liderów okazały się przeszkodą nie do pokonania.
6. Praca u podstaw
W Polsce skalę zaangażowania w sprawy publiczne przyjęło się mierzyć w tysiącach ludzi, którzy wychodzą (bądź nie wychodzą) manifestować swoje niezadowolenie na ulicach. To typowe dla kraju, w którym społeczeństwo obywatelskie jest w powijakach i dopiero buduje swoją tożsamość. Nasi rozmówcy, zajmujący się na co dzień działalnością obywatelską, przekonują jednak, że od lipca zeszłego roku i protestów w obronie sądów świadomość wpływu na otaczającą rzeczywistość znacznie wśród Polaków wzrosła. Coraz większa liczba osób działa społecznie w skali lokalnej i angażuje się w inicjatywy obywatelskie. Słowem: od spektakularnych protestów na ulicach powoli przechodzimy do mozolnej pracy u podstaw, która buduje prężne społeczeństwo obywatelskie.
7. Złagodzenie linii
Nie bez znaczenia dla nastrojów społecznych, nie tylko zresztą u młodych ludzi, było to, że partia rządząca przeszła w tryb wyborczy. Na Nowogrodzkiej (gdzie mieści się siedziba PiS w Warszawie - red.) priorytetem stało się ocieplenie wizerunku rewolucyjnych reformatorów, którzy po konwenansach i zasadach jadą niczym budowlany walec. Służyła temu m.in. grudniowo-styczniowa rekonstrukcja rządu. W jej ramach prezes PiS-u pozbył się najbardziej krytykowanych ministrów, natomiast premier Beatę Szydło wymienił na Mateusza Morawieckiego – polityka, który miał umożliwić odzyskanie elektoratu centrowego. PiS zaniechało również niepopularnych reform – z różnym skutkiem, jeśli przypomnieć nowelizację ustawy o IPN – co istotnie złagodziło napięcia społeczne i zmniejszyło zagrożenie protestami. Dla porównania – w lipcu 2017 roku obóz „dobrej zmiany” był w apogeum tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości, która po dzień dzisiejszy jest jednym z najmocniej krytykowanych przez opozycję i organizacje międzynarodowe posunięć PiS-u.
8. Sądowa kumulacja
Porównując skalę protestów sprzed roku do tych sprzed kilku dni większość osób zapomina o istotnym czynniku – rok temu masowe, ogólnopolskie protesty wywołała dopiero ostatnia z pakietu trzech ustaw sądowych. Wprowadzała zaskakujące i niekonstytucyjne zmiany, a do Sejmu wpłynęła w środku nocy. To wtedy przelała się czara społecznej goryczy. W tym roku o czymś takim nie było mowy, bo prace nad nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym i efekty jej wejścia w życie PiS rozciągnęło na wiele miesięcy, co skutecznie osłabiło mobilizację społeczną i gniew suwerena.
ADRIANNA BOCHENEK
9. Małe kroki w tył
Dla osób raczej nieinteresujących się polityką, a jeszcze mniej interesujących się prawem znaczenie miał też fakt, że PiS pod naciskiem Komisji Europejskiej znowelizowało nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym. Chociaż ustępstwa były czysto pozorne, to dla niedzielnych obserwatorów polityki – takich w naszym kraju jest zdecydowanie najwięcej – stanowiły wystarczający gest, żeby nie kruszyć dalej kopii o Sąd Najwyższy.
10. Bez prowokacji
PiS odrobiło również lekcję sprzed roku, jeśli chodzi o podejście do protestów i krytyki zmian w sądownictwie. Co prawda politycy tej partii nadal twardo obstawali przy swoim, ale nie czytaliśmy i nie słyszeliśmy już drwin i inwektyw pod adresem protestujących.
Żaden polityk PiS-u nie mówił już o „spacerowiczach” (minister Błaszczak), „komunistach, esbekach i zdrajcach” (wiceminister Zieliński), czy „starych upiorach bolszewickich, ubeckich wdowach, oczadzonych i pożytecznych idiotach” (senator Bonkowski). Brak akcji oznacza brak reakcji. PiS dużo na tym zyskało.
11. Pomiędzy demokracją i nie-demokracją
Wśród politologów i socjologów pojawia się również teza, że mniejsza frekwencja społecznych protestów (także wśród młodych) jest efektem przekształcania się Polski w tzw. reżim hybrydowy, czyli stadium pomiędzy reżimem demokratycznym i reżimem niedemokratycznym. Zazwyczaj ewolucja przebiega od tego drugiego do pierwszego, jednak Polska miałaby przechodzić drogę odwrotną. Jak tłumaczą nasi rozmówcy, po okresie rewolucyjnych zmian i wybuchających co jakiś czas masowych protestów z biegiem czasu reżim hybrydowy zaczyna się konsolidować. Postawy kontestacyjne zastępują postawy dostosowawcze. Znaczy to tyle, że zamiast walczyć z otaczającą rzeczywistością, poznajemy ją i uczymy się w niej odnajdywać. Proces ten zaburzyć mogą istotne wstrząsy polityczne lub gospodarcze, ale – jak słyszmy – na to w przypadku Polski na razie się nie zanosi.
Małgorzata Gersdorf złożyła sprawozdanie w Sejmie. "Ustawy o SN spowodowały spowolnienie działalności orzeczniczej"
GłosSumienia Filtrowa
Oceniono 19 razy -7
Młodzi ludzie jak i większość społeczeństwa ma już dosyć przepychanek, plucia i obwiniania się nawzajem [opozycja i rządzący]. Ludzie w Polsce chcą zwyczajnie żyć, pracować, bawić się, jak każdy inny na świecie. Rząd został wybrany w wyborach, robi co zaplanował. Robi błędy. A opozycja tylko pluje na nich. Jak POPSL było u władzy też robiło błędy i też się kompromitowało, a opozycja ich atakowała. Zwykłym obywatelom już zbrzydły przepychanki i plucie polityków. I dlatego na zbiegowiskach KOD i innych taka ilość ludzi. Poparcie wszystkich partii jest takie słabe. Jak jest czas przed wyborami każdy polityk mówi dosłownie lub między wierszami, "zależy mi na Polsce" Ale tylko do czasu uzyskania mandatu. Później zapomina o Polsce z zaczyna myśleć o wszystkim innym ale nie nie o POLSCE