Dorota Wellman ma zostać przeproszona w mediach przez pisarza Jacka Piekarę - orzekł warszawski Sąd Okręgowy. Piekara ma zapłacić także 25 tys. zł na cele społeczne. CZYTAJ WIĘCEJ>>>
To efekt pozwu, jaki złożyła dziennikarka po wpisie, który Piekara umieścił w 2016 r. na swoim profilu na Twitterze. Napisał wówczas: "Do aborcji potrzebne jest zapłodnienie... Do zapłodnienia potrzebny jest seks... Dobrze wiedzieć, że Dorocie Wellman nie grozi aborcja!".
Radca prawny Doroty Wellman komentuje
- Pani Dorota Wellman nie zażądała absolutnie żadnych pieniędzy dla siebie. Zażądała 25 tys. zł na cel społeczny i przeprosin w dwóch nośnych tytułach prasowych - mówi w rozmowie z Gazeta.pl mec. Anna Kruszewska, reprezentująca Dorotę Wellman.
- Tweet Jacka Piekary był szeroko komentowany i wykroczył poza ramy samego Twittera. Jego treść była przytaczana przez media, w związku z tym zasięg przeprosin powinien być adekwatny. Tę argumentację podzielił sąd - dodaje.
Pisarz musi zapłacić niemal 0,5 miliona złotych?
Jacek Piekara wyliczył, że publikacja przeprosin w mediach, poniesienie kosztów sądowych i wsparcie organizacji charytatywnej będzie go kosztować łącznie ok. 470 tys. zł.
- Na pewno celem pani Doroty Wellman nie jest finansowe niszczenie Jacka Piekary. Celem było uzyskanie przeprosin i przywrócenie ładu w dyskusji mającej miejsce w przestrzeni publicznej - zapewnia mec. Anna Kruszewska.
- Żądaliśmy przede wszystkim przeprosin na Twitterze i usunięcia tweetu. Ani jedno, ani drugie do dnia dzisiejszego nie zostało wykonane. A to nie kosztuje przecież nic - dodaje.
Jacek Piekara przedstawia się jako ofiarę "systemu". - Cieszę się, że w procesie Wellman - Piekara chodzi o tak GIGANTYCZNĄ kwotę (niemal 0.5 mln kary za twit). Bo pokazuje to równie gigantyczny rozmiar zła systemu, łatwość "zmielenia" obywatela i bezduszny formalizm sądów... Może moja sprawa będzie nasionkiem czegoś dobrego! - napisał na Twitterze.
Jacek Piekara twierdzi, że nie wiedział o procesie
Wyrok zapadł w 2017 roku zaocznie, bez udziału pisarza. Piekara twierdzi, że o sprawie dowiedział się od komornika. - Pisma z sądu są wysyłane na adres, pod którym nigdy nie mieszkałem, nikt ich nigdy nie odbiera - zapewniał w rozmowie z TVP Info.
Od wyroku zaocznego można wnieść sprzeciw w ciągu 2 tygodni. Piekara tego nie zrobił, dlatego zostało wszczęte postępowanie egzekucyjne. Dopiero wówczas pisarz wniósł wniosek o przywrócenie terminu na wniesienie sprzeciwu. Wniosek został odrzucony, dlatego pisarz zapowiadał złożenie zażalenia na decyzję sądu.
- Od samego początku pisma procesowe były doręczane na adres zameldowania Jacka Piekary. Nie podejmował tej korespondencji. Dopiero po wszczęciu procedury egzekucyjnej napisał pismo, z którego wynikało, że mieszka pod innym adresem. Nie przedstawił jednak na to żadnego dowodu i przez to nie pozostawił sądowi wyboru. Sąd nie mógł przywrócić terminu na sprzeciw od wyroku zaocznego, bazując tylko na jego słownych stwierdzeniach - komentuje mec. Anna Kruszewska.
Jacek Piekara: koszt samych reklam to 427 tys. zł
O komentarz poprosiliśmy Jacka Piekarę. Pisarz wyliczył, że zgodnie z wyrokiem sądu wsparcie organizacji charytatywnej, poniesienie kosztów sądowych i publikacja przeprosin w mediach będzie go kosztować ok. 470 tys. zł. Zapytaliśmy, na jakiej podstawie wyliczył koszt przeprosin.
- W pozwie oraz wyroku podano bardzo konkretne dane, takie jak wielkość reklam, tytuły w których mają się ukazywać, a także częstotliwość ich ukazania się. Wyliczony koszt samych reklam wynosi dokładnie 427 tys. zł. Do obciążeń dochodzą koszty procesowe moje i Doroty Wellman plus przelew na rzecz wskazanej fundacji - wytłumaczył pisarz. Dodał, że wyliczenie kosztu reklam przeprowadził razem ze specjalistką ds. klientów działu reklamy "Gazety Wyborczej". - Pani Wellman, jako wieloletni pracownik mediów, musiała doskonale zdawać sobie sprawę z kosztów związanych z publikacją takich reklam - dodał.
Zapytaliśmy Jacka Piekarę także o sprawy związane z adresem. Pisarz twierdzi, że w ogóle nie wiedział o procesie.
- Byłem pod tym adresem zameldowany, jednak ważne jest, że od wielu lat mieszkam gdzie indziej. Żadne pismo sądowe nie zostało odebrane - zapewnił. - Natomiast komornik mój właściwy adres ustalił w jeden dzień. A więc: dało się - podsumował.
Jacek Piekara: „Nie żałuję”
Pisarz zapewnia, że mimo wszystko nie żałuje tweeta pod adresem Doroty Wellman. Jego zdaniem dziennikarka powinna mieć „twardą skórę”.
- Nie żałuję napisanego tweeta. Celebryci tacy jak Wellman, angażujący się w kontrowersyjne akcje polityczne i społeczne, muszą liczyć się z tym, że spotkają ich złośliwości, kpiny czy szyderstwa. To codzienność naszego świata, zresztą wspierana bardzo silnie przez wszelkie instytucje zajmujące się wolnością wypowiedzi. Ograniczanie wolności słowa jest cechą autorytaryzmów. A zatykać ludziom usta można nie tylko więzieniem, ale również zaszczuwając ich finansowo - powiedział pisarz.
Dodał, że nie zamierza usuwać z konta tweeta na temat Doroty Wellman.
- Nie ma żadnego powodu, abym usuwał tego tweeta. Zwłaszcza teraz, kiedy stał się on przyczynkiem do dyskusji o wolności słowa. Teraz pełni on również rolę uniwersalną jako przykład walki światopoglądowej między "cenzorami" a "wolnościowcami". Zawsze stałem po stronie wolności. Nigdy nikogo nie pozwałem za żaden hejt, a nazbierałoby się duuużo wulgaryzmów, czy inwektyw - przekonuje Jacek Piekara.
- Moim zdaniem są następujące ograniczenia: nie wolno nikomu grozić i nie wolno nikomu zarzucać czynów, których nie popełnił. Mój tweet tych ograniczeń nie przekroczył. A że komuś jest przykro, bo go wyszydzono? Trudno taki jest świat, zwłaszcza dla osób publicznych. Podkreśla to chociażby Trybunał w Strasburgu, co ciekawe również polski Rzecznik Praw Obywatelskich: że osoby publiczne muszą mieć twardą skórę... - tłumaczy pisarz.
Jacek Piekara przekazał nam, że w czwartek skierował do sądu zażalenie w tej sprawie.
Jak wygląda postępowanie w takich sprawach?
Adwokat Marcin Surowiec w rozmowie z Gazeta.pl przekonuje, że postępowanie sądu było zgodne z polskimi przepisami. - Ten wyrok to normalna sytuacja, podobne wyroki codziennie zapadają w polskich sądach - zapewnia mecenas.
- Zgodnie z przepisami, powód wraz z pozwem wskazuje adres drugiej strony oraz PESEL pozwanego. Sąd sprawdza, czy PESEL zgadza się z podanym adresem. Jeżeli nie - prosi powoda o wskazanie innego adresu. Tutaj najprawdopodobniej adres zgadzał się z numerem PESEL - tłumaczy adwokat.
I wyjaśnia dalej: - Zgodnie z zapisami Kodeksu postępowania cywilnego, jeśli pozwany nie odebrał awizo lub nie odpowiedział na pozew ani nie stawił się na rozprawie, sąd musi wydać wyrok zaoczny i uznać, że twierdzenia w pozwie są zgodne z prawdą - mówi Marcin Surowiec.
Dodaje, że taki wyrok jest wykonalny od razu.
- Po wydaniu wyroku pozwany ma 14 dni na sprzeciw. Jednak przez to, że pozwany nic wcześniej nie zrobił, i tak może nastąpić egzekucja, bo wyrok zaoczny jest już wykonalny. Można prosić o zawieszenie wykonalności wyroku, o ile udowodni się, że nie mieszka się pod danym adresem. Wtedy sąd może przywrócić termin do wniesienia sprzeciwu, albo uznać, że w ogóle nie było prawidłowego doręczenia, bo zgodnie z polskimi przepisami sądowe doręczenia muszą być na adres zamieszkania, nie zameldowania - podsumowuje Marcin Surowiec.
Polska coraz bardziej zbliża się do Salwadoru. Projekt zaostrzający przepisy skierowany do komisji
kuba161048
Oceniono 75 razy 57
"...Chamstwu w życiu trzeba się przeciwstawiać siłom i godnościom osobistom zapisz sobie Jasiu w kajeciku ".... Super Dorota.