49-letnia nauczycielka z tytułem doktora i starszy od niej o 5 lat duchowny Tadeusz P. pozostają bezkarni od
listopada 2011 r. Jest tak, choć już wtedy toruński sąd odwoławczy prawomocnie orzekł, że wspólnie podrobili zaświadczenie o dochodach wydawane przez naszą kurię. Kobieta wypisała kwitek, zaś jej wspólnik sfałszował pieczęcie - używając dwóch oryginalnych stempli spreparował jedno odbicie. Tak sporządzony dokument mężczyzna dołączył latem 2009 r. do wniosku o 93 tys. zł pożyczki na
mieszkanie, które zamierzał odkupić od... Ewy P.
Przestępstwo wyszło na jaw, gdy pracownicy banku zadzwonili do kurii, aby zweryfikować dane Tadeusza P. - wówczas proboszcza parafii na toruńskich Bielawach. Jego przełożeni od razu powiadomili prokuraturę, lecz kapłan zniknął w tajemniczych okolicznościach. Co się z nim stało, nie wiedziała nawet Ewa P., stąd rozpowiadała w mieście, że został porwany. Jak się okazało, Tadeusz P. nie ukrywał się jedynie przed śledczymi. Stawił się na wezwanie i wylewnie wyjaśnił, w jaki sposób i dlaczego spreparowali z przyjaciółką zaświadczenie, zaś jego słowa potwierdziła ekspertyza grafometryczna. Na podstawie tych dwóch dowodów sąd orzekł później o winie obojga.
Zanim to się stało, duchowny zmienił front i na procesie wypalił: - Byłem na siłę przetrzymywany w domu rekolekcyjnym w zamkniętym gospodarstwie rolnym. Warunki jak w więzieniu.
Twierdził, że bez przerwy był zastraszany przez zwierzchników, dlatego obciążył siebie i kobietę. W toruńską kurię postanowiła również uderzyć Ewa P., która wielokrotnie powtarzała na sali rozpraw, że Tadeusz P. jest ojcem jej nastoletniego dziecka. Przekonywała też, że w proboszczu z Bielaw "zakochany po uszy" był jeden z księży pełniących ważne funkcje w kurii, zaś ona sama "była w zainteresowaniu" innego z dostojników. - To wszystko ich zemsta za to, że nie dostali od nas tego, co chcieli - mówiła.
- Te chwytliwe teorie o spisku w kurii są nieudolną linią obrony oskarżonych - uznał jednak sąd i wymierzył obojgu po 4 miesiące więzienia w zawieszeniu i grzywnę: Ewie P. 3 tys. zł, natomiast Tadeuszowi P. połowę tej kwoty.
Niestety, w pisemnym uzasadnieniu wyroku zrobił czeski błąd i przeniósł do niego nieco surowsze kary, których zażądał prokurator. To dlatego sąd odwoławczy musiał je w
listopadzie 2011 r. uchylić - utrzymał jednak w mocy część orzeczenia mówiącą o winie nauczycielki i księdza.
Taki werdykt sprawił, że powtórka procesu miała być formalnością. Sąd pierwszej instancji nie będzie bowiem przeprowadzał postępowania od nowa. Ma tylko ustalić kary, co powinien zrobić na jednej krótkiej rozprawie. Na sali rozpraw muszą jednak być oskarżeni, a to okazało się nie lada problemem. O ile Tadeusz P. stawiał się na każde wezwanie, tak na Ewę P. sąd doczekać się nie może. Kobieta przez wiele miesięcy przysyłała mu zwolnienia lekarskie, a potem unikała badania, na które ją wysłał. Doprowadzić nie zdołali jej nawet policjanci, stąd decyzja o aresztowaniu 49-latki. Ma być zamknięta na miesiąc, w tym czasie powinien zapaść wyrok.
Tadeusz P. nie może już odprawiać nabożeństw - kuria zakazała mu tego trzy lata temu.
auro35
Oceniono 370 razy 352
Konkubent proboszcz. Nawet dobrze brzmi.