Miał 82 lata. Wielki poeta, pisarz, publicysta, tłumacz, znawca i miłośnik twórczości Brunona Schulza i kultury cygańskiej
Wstyd powiedzieć, ale głos Jerzego Ficowskiego jako poety dotarł do mnie późno, dopiero w końcu lat 70. Wcześniej był dla mnie przede wszystkim tropicielem śladów po Brunonie Schulzu, autorem wydanych w 1967 r. "Regionów wielkiej herezji", kultowej książki mojego pokolenia. Ficowski potrafił uczynić z nas, studentów I roku polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego, wspólników swego zachwytu. To dzięki niemu zaczytywaliśmy się w "Sklepach cynamonowych" i "Sanatorium pod klepsydrą" i wybieraliśmy prozę Schulza jako temat naszych prac semestralnych.
W 1979 r. Ficowski - sygnatariusz listu 59 przeciwko zmianom w Konstytucji, członek Komitetu Obrony Robotników - opublikował w Niezależnej Oficynie Wydawniczej NOW-a tomik "Gryps". Jego nazwisko było już wtedy na indeksie i nie mógł wydawać w oficjalnych wydawnictwach. Nie mógł, ale nie myślę, żeby chciał. "Gryps" był głosem człowieka wolnego, świadomego swego wyboru i jego konsekwencji.
"Myślę więc mnie nie ma" - wyznawał w wierszu "Cogito ergo".
I dalej: "To moja rzecz bo pospolita/ uczę się sylabizować ją/niemą polszczyznę/arsenał dobitnie milczący/do mnie do ciebie/do czasu".
Przystąpienie do KOR-u nie było w życiu Jerzego Ficowskiego wyborem przypadkowym. Zaproponował mu to Jan Józef Lipski, przyjaciel z AK. Ficowski, więzień Pawiaka, uczestnik Powstania Warszawskiego (walczył w pułku Baszta na Mokotowie), odznaczony Krzyżem Walecznych, odpowiedział "tak": - Ale muszę zaczekać, aż żona wróci z zagranicy, bo teraz sam opiekuję się naszą córeczką - powiedział. I tak się stało.
Redagował komunikaty KOR-u, pisywał projekty jego oświadczeń. To jemu - razem z Adamem Michnikiem - KOR powierzył napisanie oświadczenia na 11
listopada 1978 r., w 60. rocznicę odzyskania niepodległości.
- Poezja nie jest zajęciem - mówił Lidii Ostałowskiej w wywiadzie dla "Magazynu Gazety Wyborczej". - To odświętne chwile. Wiersz się zdarza.
Często zdarzały mu się piękne wiersze. W powielaczowym wydaniu tomiku "Gryps" farba już wyblakła i rozmazują się litery, ale wciąż jeszcze da się odcyfrować wiersz, który wtedy brzmiał tak samo aktualnie i wtedy, i dziś, i w tych czasach, kiedy Andersen pisał swoją baśń o "Nowych szatach cesarza".
Skończyła się owacją
monarsza parada
Nowe szaty Cesarza
mogły dopiąć swego
mimo brzucha na którym
pruły się iluzje (...)
I kiedy ktoś zakrzyknie,
że w tych szatach sutych
jest pełno ach nikogo
Z tych fałd rękawów zwinna
obstawa wyskoczy
żeby go zrewidować
czy aby w ubraniu
nie przemycił sam siebie
"Myślę, że wydeptałem w poezji jakieś własne ścieżki, po których nikt ze mną nie chodził - mówił Ficowski. - Czy one zarosną trawą, czy okażą się potrzebne, nie wiem".
Ale my, czytelnicy poezji Ficowskiego, wiemy, że te ścieżki nie zarosły. Kroczył nimi aż do śmierci, a jego poezja do końca nie straciła nic ze swojej mocy.
W l980 roku ukazał się w podziemiu tomik Ficowskiego "Odczytanie popiołów" - cykl wierszy o Zagładzie, ilustruowany reprodukcjami akwafort Marca Chagalla, który wykonał je specjalnie do zadedykowanego mu wiersza (raz tylko wcześniej zdarzył się taki precedens: w 1632 roku Rubens wykonał kartę tytułową do "Lyricorum libri IV" Macieja Kazimierza Sarbiewskiego).
"Nie należałem do gatunku skazanego na zagładę, a oglądałem mord" - opowiadał Ficowski Lidii Ostałowskiej. I tłumaczył, skąd wzięły się poszczególne wiersze w tomiku. ""Miriam wniebowzięta z ulicy zimą 1942" stała na
6 Sierpnia, koło szpitala wojskowego. Z jednej strony politechnika, z drugiej czerwony gmach szpitala. Ja pamiętam ten dzień, pamiętam ten moment, pamiętam, jak wysiadałem z tramwaju. I ta śnieżyca bezwietrzna, wielkie płaty śniegu. "Osuwało się niebo w strzępach". Zdawało mi się, że do góry frunie wszystko, co jest nieruchome. Pamiętam dziewczynkę, tę "Sześcioletnią z getta żebrzącą na Smolnej w 1942 roku". Siedziała w kucki na chodniku między okienkiem piwnicznym a kioskiem z gazetami. Dałem jej bułkę, ale nie miała siły ugryźć".
Ta bezradność świadka Zagłady była nawracającym tematem twórczości Ficowskiego. Nie tylko jako poety, również jako tłumacza. Przyswoił polszczyźnie "Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie" Ichcaka Kacenelsona. Ocalił od zapomnienia poezję ludową Żydów polskich opracowując antologię
Rodzynki z migdałami".
Od kilku już lat żegnał się z nami, swoimi czytelnikami. W tomiku Zawczas i poniewczasie" (wydanym w 2004 roku) pisał:
Moje pokolenie
wystrzelane za młodu
występują jeszcze
rzadkie okazy
np. ja
Można nas poznać
po tym, że
nasłuchujemy salwy
która nas zastrzeli
z pewnym opóźnieniem
Wszelako
dzięki przytępieniu słuchu
do egzekucji nie dochodzi
i przekraczamy bezkarnie
granicę XXI wieku
np. ja
dziwiąc się
że obok
nikogo
Jeden z wierszy w tym tomiku zadedykował żonie, Bietce (urodzonej w getcie, wyniesionej jako niemowlę na aryjską stronę i wychowanej przez polską rodzinę, adresatce wiersza "Twoje matki obie" z tomu "Odczytanie popiołów":
przymykasz moją przepaść
i okrywasz mnie ciszą
wielką jak miłość
chwilową jak my