W tym roku liczba kradzieży wzrosła. W Warszawie nieznacznie - o 3 proc. Za to w dziewięciu okolicznych powiatach aż o 15 proc. - To najczęściej popełniane przestępstwo. Pokazuje, jak nam się powodzi - mówi oficer komendy stołecznej. - Stolica wciąż jest zamożna, ale wzrost kradzieży w podwarszawskich powiatach jest dosyć wymowny.
W 2000 r. policja odnotowała ponad 33 tys. kradzieży, w 2008 r. - już tylko 19,5 tys. Rok później, gdy kryzys finansowy rozpoczął się na dobre, ich liczba wzrosła, ale potem znów zaczęła spadać. Aż do teraz. - Są tacy, którzy kradną zawodowo, bo z tego żyją, np. kieszonkowcy, złodzieje samochodów. Ale setki osób kradną z przypadku albo z konieczności. Czasem kradną, żeby mieć co zjeść - mówi policyjny specjalista od tzw. przestępczości przeciwko mieniu. - Sporo ludzi okrada też pracodawców albo klientów.
KTO, czyli strzeż się ochroniarza
W ręce policji wpadają listonosze, kurierzy, ochroniarze, kasjerzy.
25-letni Kamil B., pracownik firmy kurierskiej, ukradł z magazynu 24 butelki wina z limitowanej serii. Jedna kosztowała ponad 150 zł. Policjanci z Izabelina odzyskali 10 butelek. - Resztę wypiłem - oznajmił złodziej.
33-letni Radosław miał pilnować remontowanego pałacyku przy Miodowej. Gdy renowacja dobiegła końca, zarządca nieruchomości zauważył, że zginęło 14 żyrandoli i siedem kinkietów. Radosław S. sprzedał je za bezcen w punkcie skupu złomu. Także ochroniarze okradali ze sprzętu elektronicznego Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Niektórzy potrafią zadziwić - jak listonosz ze śródmiejskiej poczty, który przywłaszczył sobie przesyłki: w jednej był szalik, w drugiej kalendarz.
20-letni Michał G. był praktykantem w kuchni hotelu Marriott, skąd próbował wynieść 3,8 kg polędwicy wołowej. Policjantom tłumaczył, że nie ma co jeść.
23-letnia obywatelka Indii pracowała w domu w Konstancinie jako pomoc domowa. Wyniosła ubrania warte prawie 15 tys. zł. Właścicielka zorientowała się, że odzież zniknęła, kiedy zniknęła też jej gosposia.
Pięciu pracowników firmy spożywczej z Grodziska Maz. zorganizowało kradzież ponad 1,5 tony masła wartego 27 tys. zł.
CO, czyli dobre i jedno cygaro
Ukraść można wszystko, co da się sprzedać albo samemu używać. Choćby kosze na śmieci. Z parku w Pruszkowie złodzieje wynieśli ich 13. Musieli się natrudzić, bo nogi koszy były zalane betonem.
Złodziej, który włamał się do sklepu przy Wareckiej, chciał się dostać do kasetki z pieniędzmi. Nie udało mu się, więc zabrał cygaro. Pewnie nawet nie wiedział, że było warte 800 zł.
20-letni Mariusz B. włamał się na Bielanach do samochodu. Chciał ukraść radio, ale mu się nie udało. Za to w bagażniku znalazł wartą ponad 1 tys. zł łyżkę do koparki, więc ją zabrał.
36-letni Robert K. z holu firmy w Wawrze ukradł plakaty.
31-letni Adrian G. w antykwariacie w Al. Jerozolimskich na oczach sprzedawcy chwycił srebrną paterę wartą 2,2 tys. zł i wybiegł. Sprzedał ją na bazarze za 500 zł.
33-letni Jarosław Sz. ze sklepu przy ul. Korotyńskiego ukradł paski wybielające zęby i dwie elektryczne szczoteczki.
28-letni Przemysław C. ze sklepu na Mokotowie ukradł klocki Lego warte 1,5 tys. zł.
56-letnia Hanna D. ze sklepu zoologicznego na Ursynowie ukradła żółwia lamparciego.
Trzech pijanych złodziei próbowało ukraść z parkingu w centrum otwocka 12-metrową drabinę. W sklepie ze sprzętem AGD kamery zarejestrowały złodzieja, który zabrał żelazko. Nie udało się go zatrzymać. Wpadł za to 21-letni Łukasz K., który z podwórka w Zielonce wyniósł dwa kajaki.
18-letni Mateusz G. w sklepie odzieżowym włożył na siebie pięć bluz i próbował wyjść. Dwie 19-latki do torebek wrzuciły
krawaty oraz bokserki. Ochronie wyjaśniły: - To miały być prezenty dla naszych chłopaków.
PO CO, czyli drzwi dla teściowej
Największym powodzeniem cieszą się materiały budowlane i rzeczy, które można oddać na złom.
Sławomir S. ukradł sprzed sklepu przyczepkę, na którą właściciel zapakował drzwi. Przyczepkę sprzedał paserowi, drzwi zamontował u teściowej. Mirosław M. ukradł z budowy 1,1 tony cementu. Łup zapakował do daewoo tico. Auto ledwie się toczyło.
Wzięcie mają bramy wjazdowe. Złodzieje zdejmują je z zawiasów i zawożą do punktu skupu. W tym roku zdarzyło się to m.in. we Włochach, Wołominie, Radzyminie, Otwocku, Pruszkowie. Notorycznie giną siatki ogrodzeniowe.
Artur K. w centrum handlowym na Ochocie ukradł zaś syfon spod umywalki wykonany z mosiądzu. Dwa tygodnie wcześniej zabrał stamtąd trzy pojemniki ze stali nierdzewnej i przyłącze do pisuaru. Dwaj złodzieje okradli kościół w Wilanowie z miedzianych parapetów, a mieszkaniec Nieporętu wyniósł z jednego z domów balustradę ze schodów.
Wszystkie te rzeczy trafiają do punktu skupu metali. Ale i one są okradane. Przykład? Dwóch mężczyzn oddało złom w jednym z takich miejsc, po czym, korzystając z nieuwagi właściciela, załadowało do swojego
auta zużyte akumulatory.
Na filmie na początku artykułu widać złodzieja włamującego się przez okienko w drzwiach do sklepu na Tamce.
szpak.nie
Oceniono 3 razy -1
Odbijają sobie to co ukradł im wcześniej rząd.